Będąc cztery lata temu w Nowym Jorku mieszkałam na dolnym Brooklyn’ie. Pomiędzy dzielnicą Żydowską i Rosyjską. Gdy pierwszy raz spotkałam Żyda byłam oczarowana… sposobem ubrania i bycia. To było… jakby przeniesienie się do innego wymiaru albo cofnięcie w czasie. Chłopak na oko dwudziestoletni z drugim kolegą ubrani w czarne spodnie, białe koszule, długie czarne płaszcze, kapelusze, spod których wystawały pejsy włosów. Zaciekawili mnie ci ludzie. Dużo się mówi o Żydach, ale czy wiemy cokolwiek więcej o tej narodowości, czy znamy ich kulturę? Max Gross w swojej debiutanckiej powieści „Zaginiony sztetl” z empatią kreśli obraz społeczeństwa, którego jedni się obawiają a inni lekceważą. Zapraszam po więcej do mojej recenzji.
Miasteczko w środku lasu, odcięte od reszty świata, bez elektryczności, środków komunikacji masowej (radio, telewizor, telefon). Brzmi jak utopia albo… bajka. Mała społeczność. Sztywne zasady wiary. Główni bohaterowie – Jankiel i Pasza jako przedstawiciele „zaginionego sztetla” wyruszają w świat. On – by dowiedzieć się, jak się żyje poza osadą, ona – by znaleźć dla siebie lepsze życie. Czy bohaterowie odnajdą się w zwykłej codzienności w zderzeniu z rzeczywistością postępu technologicznego, wszechogarniającego natłoku informacji i nowoczesności?
„Zaginiony sztetl” to tragiczna historia o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca na Ziemi i miłości, drodze do swojego wnętrza zawsze okupionej cierpieniem, potrzebie przynależności za wszelką (dosłownie) cenę, z której wybrzmiewają nuty nadziei i ukojenia. Momentami zionęło z treści przeogromne poczucie zagubienia, wewnętrznej pustki i rozdarcia pomiędzy tym, co słuszne dla społeczności, a tym, co słuszne dla jednostki.
Max Gross przepięknym stylem i językiem opisał historię życia, zwyczajów, przesądów i wierzeń Żydów. Zachwyciła mnie refleksyjność narratora. Trzecio osobowa narracja przepełniała powieść tajemniczością i budowała odpowiedni dla poszczególnych scen dramatyzm. Im głębiej w tę historię wchodziłam, tym więcej pojawiało się przemyśleń, dysonansów i… pytań. Czy nasza obecna rzeczywistość jest jedyną słuszną drogą ludzkiej egzystencji? Być czy mieć? Mieć czy być? Czy postęp technologiczny to błogosławieństwo czy przekleństwo?
Max Gross doskonale pokazał zagrożenia współczesnego świata, gdzie zwykła codzienność, miłość, serdeczność, życzliwość i bycie człowiekiem czasem nic nie znaczą… Ludzka zawiść, żądza pieniądza, posiadania byle lepiej i więcej i więcej nas przerastają. Zdecydowanie nie miałam świadomości jak nieszczęśliwi możemy być z coraz szybciej rozwijającej się techniki i technologii.
„Zaginiony sztetl” to mistrzowska powieść o Żydach jako narodowości ale i o ludziach. Każdy z nas znajdzie tu w którymś z bohaterów siebie. Jestem przekonana, że większość z nas chciałaby chociaż przez chwilę zamieszkać w miasteczku Kreskol. Byłoby cudownie bez telefonu, telewizora czy wszelkich zdobyczy techniki po prostu być… i oddychać całym sobą… w ciszy… i jak Jankiel wysuniemy refleksję: „I chociaż na początku z zachwytem dał się wciągnąć w wir postępu, ostatecznie zaczął go on niepokoić”.
Gorąco polecam Wam wybitną powieść Pana Max’a Gross’a „Zaginiony sztetl”
Wydawnictwu Finebooks dziękuję za egzemplarz do recenzji.