Czy da się uciec przed światem, ominąć wszystkie wichry postępu, nie zarazić się żadną gorączką złota i miłością do nowoczesnej technologii? Słyszeliśmy już o pustelnikach. Nawet o ludziach rzucających wszystko i przeprowadzających się w Bieszczady. Ale o całym miasteczku, które zniknęło z urzędniczego radaru? Ba, nawet i wojennego. Uwierzylibyście, gdyby media ogłosiły istnienie takiego miejsca, gdzieś głęboko w lesie, bez drogi dojazdowej, bez prądu, bez poczty, bez jakiegokolwiek połączenie ze światem zewnętrznym? Jak myślicie, jak można na taką informację zareagować?
Mieszkańcy Kreskolu od dawna radzili sobie sami. Prowadzili handel wymienny z Cyganami, i tyle im wystarczało. Całą resztą zajmowali się sami. Aż do momentu, kiedy zaginęło dwoje mieszkańców, a reszta zaczęła podejrzewać morderstwo. Postanowili więc wysłać posłańca do władz państwowych i poprosić o ich wsparcie. I tak Jankiel dociera do współczesnego małego miasta, które jaki mu się cudem świata, niezrozumiałym ale też pełnym zepsucia. Jest oczywiście zaciekawiony, zagubiony i przestraszony. I bardzo, bardzo niezrozumiały.
Książka jest bardzo dobrze przemyślana. Zarówno historia Kreskolu, powód jego wycofania z życia reszty świata, a także jego nagły powrót i próby wprowadzenia go w XXI wiek. Oczywiście, coś takiego nie mogło być proste, więc co i rusz pojawiają się następne problemy. Ale ich rozwój oraz rozwiązanie jest tak realistyczne, że widać, iż autor spędził nad fabułą mnóstwo czasu. Świetnie wczuł się w mieszkańców miasteczka przewidując ich obawy, pragnienia, postawy wobec zmian i tych, którzy te zmiany wprowadzają. Powrót Kreskolu na łono Polski w pewnym momencie staje się tłem, a na pierwszy plan wysuwają się losy Jankiela. To postać bardzo nietuzinkowa, i bardzo nietuzinkowe są jego losy. Już na początku książki możemy sobie robić założenia na temat jego i jego roli w całej historii, akcja później to jednak mocno weryfikuje. Bo ani chłopak ani zachowanie ludzi względem niego nie jest takie, jak można się spodziewać. Jego historia jest w gruncie rzeczy bardzo smutna. I mimo że w pewnym momencie odnajduje miłość, to jest to miłość tragiczna.
Kreskol przetrwał w ukryciu jako samowystarczalne miasteczko głównie przez to, że jego mieszkańcy byli taką zjednoczoną grupą. Pracowali na wspólne dobro, trzymali się zasad i nie szkodzili (za bardzo) swoim sąsiadom. Oczywiście, to nie pozwalało na indywidualizm czy zbyt wielkie odstępstwo od przyjętych zasad. Późniejsze kontakty z resztą świata uświadomiły im, że to nie jest norma na całym świecie. Że inni nie mają skrupułów przed oszustwem i wyzyskiem. Poczuli się ofiarami, jednak nie potrafili dostrzec tych, których sami uczynili ofiarami. Sztywne zasady moralne i klapki na oczach, oraz stwardniałe serca, były przyczyną wielu nieszczęść dla dwójki młodych ludzi. A także tym, co spowodowało całe zamieszanie. Ponieważ nie nauczyli się okazywać współczucie i pomagać potrzebującym, a każde odstępstwo od normy karali ostracyzmem, Jankiel i jego ukochana musieli opuścić znajome miejsce i szukać szczęścia w obcym i groźnym świecie. To nie jest baśń, nie czekali więc tam na nich magiczni pomocnicy, chętnie udzielający pomocy.
"Zaginiony sztetl" to przede wszystkich książka szalenie ciekawa i oryginalna. Jest o sytuacji niespotykanej, i każde kolejne wydarzenie jest zaskakujące. Naprawdę mocno można się wciągnąć w historię Jankiela, Paszy oraz mieszkańców Kreskolu, odkrywających najnowsze cuda techniki. To ciekawe doświadczenie spojrzeć ich oczami na rzeczy doskonale nam znane, i poznanie ich na nowo. W pewnym momencie czytelnik zaczyna zadawać sobie pytanie, co byłoby lepsze dla tej społeczności - dać się odkryć i wchłonąć reszcie świata, razem ze wszystkimi dobrodziejstwami ale też twardymi regułami okrutnej gry, czy może lepiej zostać w ukryciu, w odcięciu i izolacji jak najdłużej? Czy ten świat pełen dóbr, postępu technologicznego i społecznego, rzeczywiście jest najlepszym miejscem do życia? Zakończenie bardzo satysfakcjonujące, nawet jeśli nie do końca domknięte. Zazwyczaj nie lubię, kiedy historia kończy się w tak niejasny sposób, ale tym razem mi się to bardzo spodobało. Książka zaczyna się z perspektywy Kreskolu - poznajemy ich punkt widzenia nie wiedząc o tym, że jest jakiś inny, za granicą lasu. Kończy się natomiast na odwrót. Czytelnik jest obserwatorem z wielkiego miasta i nagle zostaje odcięty od informacji z miasteczka. Gorąco polecam.