Moje spotkania z klasyką polskiej literatury pięknej, były do tej pory raczej sporadyczne i często przypadkowe, chociaż ostatnio pomyślałem sobie, że może to zmienię. Może do moich czytelniczych przyzwyczajeń, wprowadzę jakiś nowy element? Nie ukrywam, że ku takiej myśli popchnęła mnie nowa kolekcja Hachette "Biblioteka Polska". I nie, nie jest to recenzja sponsorowana. Zarówno "Ziemię obiecaną", o której dziś sobie trochę opowiemy, jak i kolejne tomy kupiłem, a nie dostałem, więc nie mam żadnego interesu w tym, aby polecać Wam tę konkretną serię, choć trochę o niej później opowiem. Teraz skupmy się na samej powieści, będącej bodaj najważniejszym dziełem Władysława Reymonta. Po raz pierwszy ta historia ukazała się w odcinkach w latach 1897-1898, wydawanym w Kongresówce "Kurierze Codziennym", natomiast już w kolejnym roku "Ziemia obiecana" została wydana już jako normalna książka przez oficynę Gebethner i Wolff, która drukowała również wspomniany "Kurier Codzienny".
"Ziemia Obiecana" to opowieść o trzech przyjaciołach... A guzik prawda! "Ziemia obiecana", to przede wszystkim opowieść o Łodzi - mieście kominów, kontrastów, wielkich majątków i wielkiej nędzy. Łódź jest tu bohaterem i antybohaterem jednocześnie, a pretekstem do opowiedzenia całej historii jest marzenie trzech kumpli o założeniu fabryki. Karol Borowiecki, Moryc Welt i Maks Baum poznali się na studiach i wciąż trzymają się razem. I razem też postanawiają otworzyć swój pierwszy biznes. Stworzenie fabryki, jak się wkrótce okaże, nie jest rzeczą ani łatwą, ani tanią. I tak sobie myślę, że nawet ten główny motyw "Ziemi obiecanej" Reymont również wykorzystał jako pretekst do opowiedzenia nam o Łodzi. Łódź tutaj jest niczym żywy organizm, który daje i zabiera, który pogardza słabymi, natomiast premiuje cwaniaków, oszustów i krętaczy. Jest też hałaśliwa, zadymiona i brudna, ale w tym zgiełku i chaosie dostrzegłem magię tego miejsca, do którego nigdy nie chciałbym trafić, ale czytając o nim czułem fascynację.
Poza tym Łódź Reymonta jest pełna kontrastów i niesprawiedliwości, dekadencji i nędzy. Mężczyźni marzą o wielkich fortunach, a kobiety o nie mniejszej miłości. Późniejszy twórca "Chłopców" stworzył u schyłku XIX wieku epicka powieść, która doskonale i bezkompromisowo ukazuje cały przekrój społeczny przemysłowego miasta, drugiego co do wielkości w Królestwie Polskim w czasach zaborów. Dla Polski nie jest to dobry czas, przecież nie istnieje, ale dla łódzkich fabrykantów to okres prosperity.
Właściwie poza Łodzią, "Ziemia obiecana" ma jednego głównego bohatera, to Karol Borowiecki – polski inżynier chemik, który postanawia pójść na swoje. Jeśli ktoś Wam będzie wciskał kit, że to opowieść o trojgu przyjaciół, to chyba nie czytał dzieła Reymonta. Moryc Welt jest postacią drugoplanową, a Maks Baum zajmuje co najwyżej trzeci plan. Nie łączy ich też przyjaźń, ewentualnie koleżeństwo, ale też takie, momentami, dość specyficzne. Teraz przypomniał mi się termin "szorstka przyjaźń" i chyba ich relacja jest temu najbliższa. Karol to postać złożona i świetnie napisana, choć ciężko typa polubić. To facet, który lubi kobiety, również zamężne i ma jeden cel w życiu – zdobyć naprawdę gruby hajs. I właściwie wszystko kręci się wokół dotarcia do tego celu. Ta pogoń za bogactwem, w której bierze udział nie tylko Borowiecki, ale w sumie niemal wszyscy łódzcy fabrykanci popycha ich często do podłości, oszustw i wyzysku wszystkich wokół.
Reymont w "Ziemi obiecanej" pokazuje nam Łódź jako miasto kosmopolityczne, czego żywym dowodem są Karol, Moryc i Maks. Polak, Żyd i Niemiec, choć to brzmi jak początek dowcipu, w rzeczywistości są nakreśleni bardzo żywo i przekonująco. Autor doskonale wydobył ze swoich bohaterów nie tylko ich cechy narodowe, ale również te indywidualne. W ogóle postaci w tej książce tworzą całkiem sporą grupę interesujących ludzi. Bo nie mam tu na myśli tylko tych trzech panów, są też inni bohaterowie, którzy przyciągnęli moją uwagę, jak choćby bezwzględny fabrykant Bucholc czy stary Baum – ojciec Maksa, który mimo iż też fabrykant, to jednak zupełnie inny, niemalże przeciwieństwo krwiożerczego Bucholca.
To, co mnie uderzyło w "Ziemi obiecanej" to ta bezkompromisowość, z jaką Reymont odmalował portret przemysłowej Łodzi, gdzie sukces idzie w parze z wyzyskiem, robotnicy toczą niekończącą się walkę o przetrwanie, a ich szefowie i ich rodziny, opływający w bogactwa trwonią forsę i tylko kombinują, jak zapłacić swoim pracownikom jeszcze mniej. Czas akcji przypada na okres raczkującego polskiego kapitalizmu, choć w tym przypadku pod carskim zaborem, który zbiega się z rewolucją przemysłową, kiedy to życie robotnika nie było dla fabrykantów zbyt wiele warte. Reymont także i o tym wspomina, dając nam naprawdę wyczerpujący portret tamtych czasów i miejsca. Ten kontekst społeczno-ekonomiczny jest tu szalenie ważny i mocno napędza całą opowieść.
No dobrze, zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy samym wydaniu. Wiem, że "Ziemia obiecana" była wydawana dziesiątki razy, ale ja akurat wybrałem kolekcję Hachette. Ta konkretna książka, z racji tego, że była pierwszą w serii, kosztowała niecałą dychę. W internecie możecie znaleźć opinie, jakie to piękne wydanie, jakie cudne ilustracje... Owszem twarda płócienna oprawa, albo à la płócienna, nie za bardzo się na tym znam, robi pozytywne wrażenie, podobnie jak złote wykończenia, ale według mnie tych złoceń jest tu za dużo. Ramki, jakieś ozdobniki, ok, niech sobie będą złote, ale po cholerę to złoto dodawać do rysunków na okładce? W środku też znajdziecie ilustracje, ale problem z nimi jest taki, że zostały wygenerowane przez Sztuczną Inteligencję, no i to widać, a często nawet bardzo. Nie od dziś wiadomo, że AI nie do końca ogarnia ludzkich kończyn, więc znajdziecie tu postaci i z zbyt małą ilością palców u dłoni i z pokoślawionymi stopami... Trochę to słabe. I, jasne, rysunki to tylko dodatek i tak też do tego podszedłem. Powiem więcej: nawet zaprenumerowałem tę kolekcję i pewnie od czasu do czasu będę recenzował książki wchodzące w jej skład. Mam słabość do jednolitych wydań i kolekcjonowania książek, no i ta słabość znowu się u mnie objawiła. :)
Kończąc już, powiem Wam, że "Ziemia obiecana" wywołała u mnie sporo emocji i zachwyciła przepięknym językiem. Owszem, momentami ten język trącił myszką, ale mimo wszystko sprawia, że czujesz, że masz w ręku dzieło nie tylko ważne z punktu widzenia społeczno-historycznego, ale również wybitne, jeśli chodzi o styl, język, wykreowanych bohaterów i poprowadzoną fabułę."Ziemia obiecana" to przejmujący portret świata, w którym kapitalizm rządzi bezlitośnie, a moralne kompromisy są nieuniknione. To także powieść, która zmusza do refleksji nad ceną sukcesu oraz nad tym, co człowiek jest w stanie poświęcić, aby go osiągnąć. Bez wątpienia, "Ziemia obiecana", jest jednym z najważniejszych dzieł polskiej literatury, a do tego wciąż aktualnym w swoim przesłaniu.
© by MROCZNE STRONY | 2024