"Maska Mefisto", to druga książka Pani Małgorzaty Wachowicz, której ponownie bardzo dziękuję za możliwość zapoznania się z jej twórczością.
Fabuła skupia się na mordercy, który ukrywa się pod maską doskonale znanego nam Mefisto. Komisarz Dziki, mimo braku śladów mogących naprowadzić go na ślad zbrodniarza, nie poddaje się i dąży do tego, by poskładać wszystkie elementy układanki w jedną spójną całość, dzięki której Mefisto mógłby odpowiedzieć za wszystkie popełnione przestępstwa. Tych jest sporo - włamania, kradzieże wysokich sum pieniędzy, a przede wszystkim morderstwa, których się dopuszcza. Cała sprawa okazuje się być powiązana ze sprawą sprzed lat, kiedy to zaginął policjant z niewielkiej miejscowości, o czym komisarz Dziki dowiaduje się w chwili, w której Mefisto pozostawia za sobą kolejnego trupa, a w jego ciele znajduje się pocisk powiązany z policjantem.
Książkę czytało się naprawdę przyjemnie. O ile z poprzednim tytułem miałam drobne problemy, o czym pisałam
tutaj, tak "Maska Mefisto" wciągnęła mnie od pierwszych stron. Całą lekturę podzieliłam sobie na dwa dni, każdego zapoznając się z połową historii, aczkolwiek muszę przyznać, że ciężko było odłożyć ją na bok. Treść jest pełna zwrotów akcji. O ile w jednym momencie mamy względnie spokojne strony, na których znajduje się nawet miejsce dla kilku żartów, tak chwilę później wszystko wywraca się do góry nogami. Nowa poszlaka, nowe wskazówki, akcja zaczyna się rozkręcać by ponownie dać nam po jakimś czasie chwilę wytchnienia.
Świetnym zabiegiem w tej książce jest to, że możemy na wszystko spojrzeć również z perspektywy Mefista. Nie brak scen, kiedy policyjne wątki odchodzą na bok, by czytelnik mógł się zapoznać z przebiegiem poszczególnych zbrodni, ale również sytuacjami, które pozwalają zapoznać się z tym, w jaki sposób nasz morderca działa. Niewątpliwie dla mnie był to plus, zważywszy na to, że lubię wątki z psychopatami, które nie są przedstawione tylko i wyłącznie z perspektywy stróżów prawa. Jeśli chodzi o głównego bohatera, szczerze go polubiłam. Nie brak mu zwyczajności, która jest połączona z poczuciem humoru i szorstkością. Jest to również typ zadziornego faceta, który doskonale kontrastuje z innymi bardziej zwyczajnymi dla nas bohaterami i wcale bym się nie pogniewała, gdyby komisarz Dziki wrócił w innej książce.
Kolejnym z plusów, są odwołania do filmów Alfreda Hitchcocka. Stwarzają one swoiste urozmaicenie dla tej kryminalnej historii, a ostatnie strony przywołały pewnego rodzaju nostalgię związaną z tymi filmami, w związku z czym pewnie za jakiś czas z sentymentu pozwolę sobie na jakiś wieczór z Hitchcockiem.
Podsumowując, jest to bardzo dobra książka. Kryminał, który czyta się lekko, mimo tego, że nie brak w nim licznych opisów zbrodni, narkotyków, czy policyjnych działań. Autorka wielokrotnie wstawiła słowa, których większości przyznam szczerze nie kojarzyłam w żaden sposób, ale dla osób takich jak ja każde z nich jest opatrzone specjalną adnotacją, która tłumaczy o co dokładnie chodzi, dzięki czemu czytelnik nie może poczuć się zagubiony w treści. Nawet wplątane tam wątki obyczajowe, doskonale splotły się z tym kryminalnym, tworząc całość, nad którą warto spędzić tych kilka godzin. Polecam więc każdemu, kto lubi kryminały, a jednocześnie chce spędzić czas nad czymś, co w swojej prostocie zaskoczy nie jeden raz.