Chcecie dowcip? Proszę bardzo:
"Dlaczego na wyspie Gressholmen nie ma już królików? Bo zjedli je Polacy." (s.81)
Nie jest łatwo śmiać się z siebie samych, wiadomo. Nie wiem czy Norwegowie to potrafią, ale wiem, że lubią śmiać się z nas, a dowcipów o Polakach znają naprawdę sporo. Być może dlatego, że jesteśmy w Norwegii najliczniejszą nacją (ponad 110 tys.). Nie znaczy to wcale, że pożądaną i docenianą. Niestety, wielu naszych rodaków spotyka się tam na co dzień z przejawami dyskryminacji i rasizmu. O tym właśnie zjawisku i jego skali pisze Ewa Sapieżyńska.
Warto zaznaczyć, że napisany po norwesku reportaż był skierowany do norweskiego czytelnika, a jego celem było przybliżenie "nieznanego" . Tak mówi autorka: "...piszę tę książkę (...) by kontynuować rozmowę z tymi, którzy odwracają się na pięcie na sam dźwięk odpowiedzi: "Z Polski"." (s.74)
Norweskie słowo 'polakk' - Polak nie jest wyłącznie określeniem mieszkańca naszego kraju, bardzo często nazywa się tak wszystkich pracowników pochodzących z Europy Wschodniej, którzy wykonują ciężką, fizyczną, gorzej płatną pracę w zawodach zwanych 'polakkjobber' , tj. murarz, stolarz, malarz, sprzątaczka. Norwegowie wypowiadają słowo 'polakk' często z pogardą, generalnie ma ono negatywny wydźwięk. Widnieje również na liście najpopularniejszych obelg używanych w norweskich szkołach.
Wydaje się, że i pracodawcy nie mają najlepszego zdania o swoich słowiańskich pracownikach: "...bardzo ciężko pracują, ale nie mają nastawienia na klienta. Pracują po czternaście godzin na dobę, nie potrzebują ani się uśmiechać, ani myśleć. Wiesz, są jak konie." (s. 55)
Ktoś inny tak mówi o Polakach, którzy dla niego pracowali: "wszyscy jak jeden mąż idioci". (s.82)
Ciężko mi się z tym zgodzić. W książce możemy znaleźć informację na temat wykształcenia np. polskich sprzątaczek. Otóż, 47% z nich ma wykształcenie wyższe, przy czym warto dodać, że spośród wszystkich Norweżek wykształceniem wyższym może pochwalić się 45%. Czyli nie jest z nami tak źle, jak mówią?
Fakty wydają się tu nie mieć znaczenia. Wszyscy Polacy są wrzuceni do jednej szuflady i niezależnie od pochodzenia oraz wykształcenia spotykają się z dyskryminacją na każdym kroku - mają problemy z legalnym zatrudnieniem, adekwatnym do wykonywanej pracy wynagrodzeniem, wynajęciem mieszkania, wywieszeniem swojego nazwiska na skrzynce na listy, wejściem do niektórych lokali, nawiązaniem znajomości poza własną społecznością (również na Tinderze) i zwykłą ludzką życzliwością.
Uważam, że temat poruszony w książce jest ważny. To jej największy atut. Z wykonaniem jest już trochę gorzej. Pani Sapieżyńska zbyt dużo pisze o sobie. Momentami nie wiadomo czy to autobiografia, czy reportaż społeczno - obyczajowy z Norwegii. Za dużo tu pobieżnego politykowania, nieistotnych dla całości wtrętów, lewicowej ideologii. Zdecydowanie zbyt cicho słychać tu głos Polaków, a szkoda. Niemniej jednak, jeśli ta publikacja dotarła do szerokiego odbiorcy w Norwegii i wpłynęła na zmianę percepcji co poniektórych jej mieszkańców, to warto ją było wydać.