Są takie książki, po które sięgamy tylko dlatego, że spodobała się nam okładka albo opis, są też takie, na które zerkniemy w księgarni i czujemy, że to jest coś, co chcemy przeczytać. Są też takie, które pojawiają się znikąd, zaburzają całą listę tych, które mamy w planach do przeczytania i rzucamy wszystko właśnie dla tej jednej. Tak zrobiłam z tytułem "Pokrzywa i kość". Dosłownie, gdy ją zobaczyłam poczułam, że nieistotne o czym jest, nie potrzebuję czytać opisu, po prostu mnie woła i musimy się poznać. A czy było warto i zaiskrzyło między nami?
Na początku autorka kupiła mnie psem i natychmiastowym wyjaśnieniem skąd wziął się tytuł. Pies z kości, szkielet, który główna bohaterka stworzyła i on ożył. Coś niesamowitego. I tak zaczęła się nasza przygoda, od której już się nie oderwałam, a jedyne co zrobiłam, to przerzuciłam się z papierowej wersji na ebook, aby nie zniszczyć tej pięknej okładki.
Ale wróćmy do fabuły. Marra, czyli główna bohaterka opowiada czytelnikowi o tym, jak jej siostry zostają wydane za mąż, jak cierpią, jak są klaczami rozpłodowymi i choć boi się także o siebie, to przede wszystkich chce wyrwać siostrę z rąk maltretującego ją księcia. W tym celu wyrusza na poszukiwanie potężnej wiedźmy, która miałaby dać jej narzędzie do zamordowania mężczyzny. No ale to takie proste nie jest, bo już samo dotarcie do wiedźmy jest problematyczne, a do tego Marra ma wypełnić trzy zadania w teorii niemożliwe. Tylko w imię zasady niemożliwe załatwiamy od ręki, dziewczyna daje radę. Zatem czas wyruszyć w kierunku królestwa, które tyranizuje nie tylko siostrę głównej bohaterki, ale także całą jej rodzinę...
Czasami narzekam, że opowieści fantasy mogłyby być dłuższe, że im potężniejsze tomiszcza, tym lepiej, ale w tym przypadku ta historia jest idealnie ułożona, opisana, bez zbędnego szukania gdzie tu upchnąć więcej testu. Nie jest też w drugą stronę przesadzona i nie jest ledwie rozciągniętym opowiadaniem. Według mnie jest idealna w tej kwestii.
Całość jest mroczna, miejscami brutalna i porusza tematy trudne, ale wciąż niezwykle aktualne. Autorka skupiła się na bohaterkach, kobietach, które w tym przypadku niewiele znaczą, ale nadal chcą walczyć. Marra niczym się specjalnie nie wyróżniała, zawsze była tą zapłakaną jedną z sióstr i trafiła do zakonu po to, żeby poczuć się tam ważną dopiero wtedy, gdy została potraktowana jak każda inna przebywająca tam osoba. Czyli jak? Chciała ciężkiej pracy, nie chciała być wyjątkowo traktowana jako księżniczka i osiągnęła swój cel ucząc się przy tym wielu ciekawych rzeczy, jak chociażby odbieranie porodu. Nie pozwoliła się złamać, a przy tym nadal martwiła się o swoją rodzinę i postanowiła, że skoro nikt im nie przyjdzie na pomoc, to ona wyruszy szukać ratunku.
Z chęcią sięgam po tego typu opowieści i choć jest to pewnego rodzaju retelling, to szczerze mówiąc można śmiało stwierdzić, że autorka poszybowała na wyżyny wyobraźni i napisała coś nowego, świeżego, a przy tym nie jest to cukierkowa bajka o księżniczkach, a historia, w której dzieje się bardzo dużo, świat nie jest przyjaznym miejscem, a często sprzymierzeńców można znaleźć w... kościach i wiedźmach.
Według mnie to jedna z lepszych opowieści o księżniczkach i z chęcią przeczytam inne tej autorki.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN.