"Pokora" Szczepana Twardocha dość długo leżała na półce i czekała na przeczytanie, aż wreszcie nadszedł jej czas. Nie czytałam opisu książki, nie sięgałam do napisanych przez krytyków i czytelników recenzji i opinii, jako Górnoślązaczka znająca historię swojej rodziny mniej więcej od 1905 roku, postanowiłam podejść do czytania "Pokory" bez uprzedzeń - tych pozytywnych i negatywnych. Ta recenzja jest moim widzeniem tej powieści, nie zdaniem, które wypada mieć lub które jest właściwe.
"Pokora" obejmuje krótkie ramy czasowe, gdzieś trochę przed pierwszą wojną światową i trochę po niej, ale jakże wiele historii zawarło się w tym krótkim okresie. Historii człowieka, który narodził się na ziemi, gdzie niemieckość, polskość i śląskość czasem znaczyły to samo, a czasem różniły się diametralnie. Na ziemi, gdzie człowiek nosił w sobie trzy narodowości nie wiedząc, kim tak naprawdę jest i w którą stronę ma iść. Taki jest Alojz Pokora, który nosi dodatkowe brzemię - jest synem dwóch ojców. Alojz Pokora to bohater, który nie potrafi odnaleźć się w swoim życiu właśnie przez wspomnianą troistość i niezależną od niego dwoistość. To bohater szukający, ale w tych poszukiwaniach jest osamotniony i zbyt często ulega wpływom innych lub pokornie daje się nieść porywającej go fali historii. To właśnie ci inni wytyczają ścieżki, którymi kroczy, ścieżki wciąż nie będące tymi, których poszukiwał. Alojz Pokora chce żyć w zgodzie z samym sobą i gdy w końcu wydaje się, że odnalazł spokój i spełnienie, burzy je na własne życzenie. Na nic prośby i groźby, bohater kroczy ku zgubie, bo wciąż nie wie, kim jest. Dla Polaków, Niemców i Ślązaków jest zarówno swój, jak i wróg. I tak naprawdę najszczersze wyznanie, jakie pada z jego ust, jest zarazem ostatnim zdaniem powieści: Boję się.
Skomplikowane są dzieje Górnego Śląska, trudne są zagadnienia śląskości - dla wielu niezrozumiałe, ale dla tych, których rodziny żyją tutaj od co najmniej początków XX wieku "Pokora" to powieść bliska i rozumiana, być może na swój własny sposób... Alojz Pokora wolałby zginąć podczas I wojny światowej niż przeżywać to, co stało się potem. Zwróciłam na to szczególną uwagę i zaczęłam zastanawiać się, jakby potoczyło się życie, jak emocjonalnie dałby sobie radę mój przodek - brat babci, który poległ we Francji w 1918 roku. Walczył dla Niemiec, bo mieszkał w takich, a nie innych granicach i podlegał takiemu, a nie innemu cesarzowi, był Polakiem, był też Ślązakiem. Czy też miotałby się tak jak Alojz Pokora i nie potrafił odnaleźć w tym wszystkim siebie? Swojej własnej tożsamości. "Pokora" to powieść, która na długo zostanie we mnie i na pewno będę do niej wracać.
Szczepan Twardoch wykreował w swojej powieści postaci dwóch kobiet, na które szczególnie zwróciłam uwagę. To Agnes i Emma. Agnes od pierwszego z nią spotkania wzbudza niechęć i antypatię i taka jest do końca. Emma to dobroć, serdeczność i mądrość. Wybór Alojza jest niezrozumiały dla czytelnika, ale bohater pojmuje o zbyt późno. To również ciekawy wątek, a Szczepan Twardoch nadał mu swego rodzaju symbolikę.
"Pokora" podobno nie wszystkich zachwyciła, podobno to najsłabsza powieść Twardocha - gdzieś coś na ten temat słyszałam. Być może, żeby zrozumieć ją lepiej, podjąć próbę odpowiedzi na zadawane przez autora pytania, czy zrozumienia samotności bohatera i jego pokornego poddawania się światu, trzeba ją przeczytać jeszcze raz. Warto też zgłębić dzieje Górnego Śląska i wzbraniać się od stereotypowego myślenia o tym regionie, jego mieszkańcach, języku (godce, dialekcie, etnolekcie, gwarze, mowie etc.) i kulturze. Nazwisko Alojza - Pokora - też nie jest w powieści Twardocha przypadkowe.