Nieczęsto rzucam się łapczywie na jakąkolwiek książkę. Co prawda aktualnie niecierpliwie oczekuję na „Dom” od Marilynne Robinson, ale na ogół jestem spokojny i wyważony, bo nie narzekam na brak lektur na moim „stosie hańby”. W przypadku powieści Toshikazu Kawaguchiego zrobiłem jednak wyjątek, ponieważ tak mnie zaintrygował opis tej książki, że zabrałem się do lektury zaraz po rozpakowaniu przesyłki od wydawnictwa.
PODRÓŻOWANIE W CZASIE PO JAPOŃSKU
„Zanim wystygnie kawa” czyta się szybko. To raczej krótka powieść, składająca się z czterech rozdziałów, opisujących cztery podróże w czasie… Tak, dobrze widzicie – to powieść o podróżowaniu w czasie, które możliwe jest w jednej z tokijskich kawiarni. Trzeba jeszcze powiedzieć, że tego typu „turystyka” obwarowana jest wieloma zasadami, które sprawiają, że podróże te nie mają aż tak wielu amatorów jak moglibyśmy się spodziewać. Niemalże wszystkie warunki poznajemy już w pierwszym rozdziale, więc nie będę o nich pisał w tym miejscu.
Jednak kilka słów o samych wrażeniach z lektury. Sięgając po „Zanim wystygnie kawa” warto mieć na względzie, że jest to literatura japońska. Co to znaczy? Oczywiście poza tym, że została napisana przez Japończyka, oznacza to również, że możemy potrzebować kilku(-nastu, -dziesięciu?) stron aby przyzwyczaić się do specyficznego stylu narracji. Bez wątpienia temat podróżowania w czasie zostałby przedstawiony zupełnie inaczej przez europejskiego autora. Prawdopodobnie ujęcie tego zagadnienia przez amerykańskich pisarzy również byłoby nam bliższe.
Japońska literatura jednak ma w sobie jakąś wymykającą się definicji, wysublimowaną wrażliwość, która wyjątkowo mi odpowiada. Poruszam się niepewnie pośród opadających kwiatów wiśni, ale bardzo lubię przemierzać wykreowane światy przez współczesnych pisarzy z tego odległego kraju. Niezwykle miło wspominam zimowe wieczory, które spędziłem z prozą Yoko Ogawy, a wiele z nastroju jej powieści znalazłem również w opisywanej książce Toshikazu Kawaguchiego.
EMOCJONALNA GRAWITACJA
Nie mam wątpliwości co do tego, że zamysłem autora było skłonienie czytelnika do pogłębionej refleksji nad swoim życiem. Już na samym początku, w miejscu, w którym zazwyczaj natrafiamy na dedykację, znajdziemy pytanie: Gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać?
Podróże, które oferuje tokijska kawiarnia – jak już wspomniałem – są regulowane przez cały szereg zasad. Jedną z nich jest to, że nie mogą one zmienić teraźniejszości. Czy warto w takim razie znów wracać do przeszłości? Powiedzieć komuś coś, co żałujemy, że zachowaliśmy dla siebie, nawet jeśli wiemy, że niczego to nie zmieni? Podróże w czasie są bardzo wdzięcznym zagadnieniem, chętnie poruszanym przez wielu fantastów i wydawać by się mogło, że wszystkie paradoksy zostały już przedstawione z każdej możliwej strony. Cóż… jestem praktycznie pewien, że nie czytaliście jeszcze o podróżach w czasie po japońsku. W końcu to, że nic się nie zmieniło nie znaczy, że nic się nie zmieniło, prawda?
„Teraźniejszość się nie zmieniła. To te dwie osoby się zmieniły. Powróciły do teraźniejszości z odmienionym sercem.”
Miałem sporo radości z odkrywania kolejnych historii. Podobnie jak u wspomnianej Yoko Ogawy kompozycja książki stoi tu na wysokim poziomie. Szczegóły wspomniane niby na marginesie i fragmenty informacji o życiu poszczególnych bohaterów, zazębiają się ze sobą w precyzyjnie wybranym przez autora momencie, aby nadać powieści głębszy wymiar. A tam gdzie kończy się logika, również panują bardzo konkretne prawa i zasady. „Zanim wystygnie kawa” będzie mi się kojarzyć już na zawsze z pojęciem emocjonalnej grawitacji:
„Woda płynie z wysokich miejsc do niskich. Taka jest natura grawitacji. Emocje również wydają się podlegać jej działaniu. Gdy jesteśmy w towarzystwie osoby, z którą mamy więź i której zawierzyliśmy swoje uczucia, trudno nam kłamać tak, by nie wyszło to na jaw. Prawda po prostu chce wypłynąć na wierzch. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy próbujemy ukryć smutek albo jakiś wrażliwy punkt. Duło łatwiej jest ukryć smutek przed kimś obcym albo osobą, której nie ufamy. Hirai widziała w Kei powierniczkę, której mogła powiedzieć wszystko. Emocjonalna grawitacja była tu zatem silna. Kei potrafiła przyąć wszystko – wybaczyć wszystko – co Hirai z siebie wyrzucała. Jedno życzliwe słowo Kei mogło przeciąć sznury napięcia, które pętały Hirai.”
ŁYŻECZKA DZIEGCIU
Nie oznacza to, że się nad „Zanim wystygnie kawa” jedynie rozpływałem. Po lekturze trudnych reportaży w ostatnim czasie, które posługiwały się bardzo precyzyjnym językiem, musiałem dostroić swój umysł do zupełnie innej formy pisania, aby czerpać satysfakcję z lektury. Nie będę ukrywał, że nic mi w książce Toshikazu Kawaguchiego mimo wszystko nie zgrzytało. Proporcja tekstu, który opowiada o pogodzie i roztrząsa wystrój kawiarni (w której toczy się cała akcja), wydaje się być zaburzona względem tego ile miejsca poświęca autor głębszemu przedstawieniu losów i myśli poszczególnych bohaterów, których w powieści poznajemy raptem kilku.
Rozumiem, że powieść pisana była z myślą o wystawianiu jej na deskach teatru, i Toshikazu Kawaguchi miał bardzo wyraźne sugestie w kwestii scenografii czy też ubioru bohaterów, ale nie wadziłoby mi gdyby więcej uwagi poświęcił temu co się rozgrywa poza zasięgiem ludzkiego oka. Możliwe, że doskwierało mi to tym bardziej, że w tym samym czasie czytałem „Na wschód od Edenu” , gdzie John Steinbeck w mistrzowski sposób rozbiera na czynniki pierwsze i analizuje to co dzieje się w duszach bohaterów tej monumentalnej sagi.
„Zanim wystygnie kawa” to bardzo dobra książka, ale nie pogniewam się jeśli wasz odbiór będzie zupełnie inny. Jeśli lubicie japońską literaturę – jestem pewien, że z radością będziecie przemierzać kolejne akapity powieści Kawaguchiego. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji wyrobić sobie zdania na ten temat – z czystym sumieniem polecam Wam tę lekturę na pierwszą podróż do tej odległej nam kultury. W przygotowaniu są też „Opowieści z kawiarni” gdzie będziemy mogli poznać dalsze losy bohaterów tej powieści. Ja już czekam…
Mała kawiarnia w Tokio pozwala swoim gościom na podróż w czasie. Pod warunkiem, że wrócą, zanim wystygnie kawa. A gdyby móc cofnąć się w czasie? Gdyby choć na chwilę wrócić do przeszłości i spróbowa...
Mała kawiarnia w Tokio pozwala swoim gościom na podróż w czasie. Pod warunkiem, że wrócą, zanim wystygnie kawa. A gdyby móc cofnąć się w czasie? Gdyby choć na chwilę wrócić do przeszłości i spróbowa...
Ta książka powinna nosić podtytuł "Lost in translation albo dlaczego nie warto zalewać wrzątkiem trzy razy tych samych fusów" ;P Pomysł na fabułę był może i ciekawy, ale wykonanie pozostawia wiele do...
- O rety, już tak późno? Można stwierdzić, że ludzie żyją tak krótko, iż zawsze zabraknie im czasu, by umierać spokojnie. Chodzi mi zwłaszcza o czas poświęcany najważniejszym osobom w naszym życiu -...
@tsantsara
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...