Wszyscy w życiu doświadczamy takich chwil, w których dochodzimy do wniosku, że jest za późno, a my jedyne czego pragniemy to odrobiny zrozumienia. Bo decyzje zostały podjęte, błędy popełnione, a konsekwencji nie da się uniknąć. Bo życie pędzi naprzód, ale zrozumieć da się tylko to co się już wydarzyło. A co, gdybyśmy mogli wrócić do tego jednego, konkretnego, kluczowego momentu, ale pod pewnymi warunkami? Czy zdecydowalibyśmy się na to? A może nie podjęli ryzyka, by nie zaburzyć teraźniejszości? Lub po prostu, wybralibyśmy kawę…
Próbuję ułożyć swoje myśli w słowa, ale jedyne co osiągam, to łzy zbierające się w oczach, tak piękna i delikatna to była książka. Tak inna od wszystkiego co ostatnio czytałam, pozostawiająca ponadczasowy spokój w mym sercu. Więc tak trwam w tej małej kawiarni, gdzieś pośród szumu wentylatora, pośród płynących rozmów, w towarzystwie trzech zegarów, choć słychać tykanie tylko jednego. Tutaj każdy zna moje imię, nawet duch, który zajmuje specjalne miejsce. Tutaj czuję się bezpiecznie, więc raz po raz wracam do tego co na kartach, by rozpłynąć się w tym przytulnym miejscu. I wciąż nie potrafię mojego zachwytu ubrać w słowa. Bo to co stworzył Toshikazu Kawaguchi jest dla mnie po prostu perfekcyjne. Bo ta na poły antologiczna powieść bawi się czytelnikiem, tak jak autor bawi się gatunkami, przedstawiając prostą i łatwą do zrozumienia historię, pełną magii, która ustępuje miejsca znacznie większym opowieściom o życiu, smutku i żalu. I mimo, że...