Nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać twórczości Katarzyny Redmerskiej, a do wszystkich powieści obyczajowych podochodzę z dużą rezerwą. Obecnie utrwalił się schemat, że poczytne stają się mało wymagające lektury, najczęściej z mocno wyeksponowaną wojną bez tła historycznego lub o akcencie erotycznym. Dlatego raczej unikałam tego typu literatury, dopóki nie sięgnęłam po "Porę burzy".
Sam widok tej książki może nas nieco przerazić, posiadając ponad 500 stron prezentuje się faktycznie dość okazale, ale dla mnie nie straszne są i większe kalibry.
Zacznę od bohaterów, którzy zostali w powieści świetnie scharakteryzowani, łatwo wpadają w pamięć i nie sposób im nie kibicować. Główna bohaterka to czterdziestoletnia autorka romansów - Karolina Rokoszy i rzec by można stara panna z dobrego domu, a przy tym niezwykle zarozumiała. Duży dystans - to coś czego mogę tej kobiecie pozazdrościć, gdyż mimo uszu przepuszcza wszystkie uwagi rodziny wytykającej jej brak stabilności uczuciowej. Na brak adoratorów Karolina narzekać nie może. Kiedy udaje się w rodzinne strony do Lesicy w poszukiwaniu weny twórczej na kolejną książkę poznaje Marcina Różańskiego, którego posiadłość wzbudza w lokalnej społeczności zainteresowanie i jest owiana tajemnicą. Bohaterów połączy wspólne odkrywanie przeszłości z czasów Ii wojny światowej. Prawda musi ujrzeć światło dzienne - tego ambitnego zadania w ramach zadośćuczynienia zmarłej babci Grety podejmuje się jej wnuk Marcin. Dalszego toku wydarzeń niestety wam nie zdradzę - niech to będzie zachęta do samodzielnej lektury.
Autorka dobrze doprecyzowała każdy z elementów powieści, a przede wszystkim niezwykle rzetelnie podeszła do opisywanych wydarzeń historycznych, gdyż znajdziemy tu szczegóły, daty, nazwiska - doprecyzowane w każdym calu. Trzeba przyznać, że p. Katarzyna wykazała się znajomością tła historycznego, a dzięki temu całość okazała się tym bardziej wiarygodna i mocno realistyczna. Wielokrotnie trzymałam w rękach książkę poświęconą wojnie, której opisywano sam wątek miłosny, zapominając przy tym o tle historycznym - to główny błąd popełniany przez pseudo pisarzy, dlatego takie lektury mocno mnie odstraszają i zniechęcają. Tajemnica z czasów Ii wojny światowej została tu dość ciekawie i interesująco przedstawiona, chcemy śledzić dalsze wydarzenia, a kolejne odkrycia poczynione przez bohaterów są jakby małymi elementami układanki coraz bardziej pasującymi do siebie. Całość opisana niespieszną prozą, okraszona humorystycznymi dialogami sprawiła, że przebrnęłam przez te 500 stron w okamgnieniu. W tym miejscu warto wspomnieć o języku i przezabawnych dialogach, które wywoływały we mnie dawkę endorfin i dobrego humoru. Karolina Rokoszy ma cięty język, a jej riposty nie raz wywołały na moich ustach uśmiech.
Autorka tłem wydarzeń uczyniła urokliwe miejsce ulokowanie akcji na Dolnym Śląsku to trafny wybór, a w szczególności bliska naturze Lesica pod Wrocławiem, gdzie czujemy zapach świeżo skoszonej trawy, słyszymy pomruki burz - niezwykle plastyczny obraz.
Całość składa się na przyjemną lekturę, której bohaterów pokochacie już od pierwszych stron.
Cóż, na miłość nigdy nie jest za późno, a "Pora burzy" jest na to świetnym dowodem.