Oto siadam obok autora i obserwuję jego pracę nad fabułą książki. W ciszy rozrysowuje schemat odczytywany tylko przez niego samego, kreśli jakieś strzałki, które za chwilę usuwa, skupiony tworzy drabinę poszczególnych scen i wydarzeń. Powstaje coś na wzór „gobelinu powieściowego”, mnoży poboczne zapisy, hasła wyjęte z kontekstu, które mogą być przydatne podczas pracy, slogany myślowe lub zasłyszane dobre idee. Tu bowiem wszystko może okazać się potrzebne.
Po niedługim czasie powstaje z tego perełka literacka „Najmroczniejsza jesień”. Powstało „coś”, co można dotknąć, przytulić i w czym można się całkiem zatracić.
Oto książka, której okładka może wprowadzić w konsternację. Biało czarna, tłoczona, zagadkowa. Ale... jakże wspaniała zawartość. Jakże szykowna fabuła. Jakże idealnie napisana powieść. To czarno biała perełka wydawnicza pióra Konrada Makarewicza. Perełka, która uzurpuje sobie prawo na wyłączność. Oto przenosimy się w czasy oprychów, zbirów i szemranych kupców. Wchodzimy do karczm śmierdzących stęchlizną i rozlanym dawno piwem, siadamy do rozmów planując eskapady i targując się przy okazji o dobry procent zarobku. Szemrane typy spozierają spod krzaczastych brwi, każdy baczy na siebie. „Gadają iż człowiek to istota rozumna, a nieraz masz wrażenie, że z chlewu toto wywlekli i ino dla niepoznaki przyodziano (...)”.
Poznajemy Vinsa, głównego bohatera „Najmroczniejszej jesieni”, z którym się bratamy i nawet jeśli jego osoba nas mierzi, to coś w nim sprawia, że nas ciekawi i przyciąga. Wchodzimy w jego buty i do końca powieści jesteśmy nim, nie sobą. Czytamy, a czas przestaje mieć znaczenie. Akcja w powieści wyciąga nas z bezpiecznego dnia i zabiera na swoje strony, wciąga w ciemne zaułki, czasem nawet wprowadza do zaskakujących lokali. Tu wszystko jest zagadką, a wróg może czaić się wszędzie. Życie – to jedyna wartość, prócz sakiewki i trzeźwego umysłu, ale ten różnie się ma. Napitku się nie odmawia.
„Najmroczniejsza jesień” to uczta, uczta nie w knajpie lecz uczta wysokiej klasy gospodarza, Konrada Markiewicza. Zanurzam się w powieści, siedzę z nosem w niej i sycę się niebywałą precyzją scenerii i fabuły. Autor to czarodziej pióra, plastyczności języka i swobody pisania. To fenomen niebanalnego wręcz człowieka, który skromnością swej osoby i pokory - w mojej ocenie - staje się brawurowym mistrzem literatury polskiej z wysokiej półki. To mistrz liter i słowotwórstwa, a także wybitny gracz zasiadający na granicy światów. Tu jest wyobraźnia, realizm i szczypta dobrego humoru.
Mieszanka charakterów postaci, ich samolubne aspiracje i chęć zarobku, plus świetna fabuła, plastyczność języka i sprytne zaskoczenia to miód na serce każdego czytelnika. „Najmroczniejsza jesień” scala się z tobą. Przylega do umysłu i zmysłów i pęta cię do ostatniej kropki. Choć i ta nie daje spokoju. Pozostaje jakiś niedosyt, niedosyt powieściowy. Chcesz czytać, ale to … koniec.
Takich książek, jak „Najmroczniejsza jesień” pożądasz – mówię wprost. Taka książka to diament, którego poszukujesz na półkach księgarń czy bibliotek. To warkocz wspaniałej fabuły, pełna przygód powieści o spójnej treści. Tu nie ma nic zbędnego. To ścisłe i solidne dzieło – i co dodam z dumą – polskiego autora, KONRADA Makarewicza.
Od tej powieści zaczyna się moja przyjaźń z nim. I czekam na kolejne książki jego pióra... Mam niedosyt i wielki apetyt, a przecież coś temu trzeba zaradzić.
#agaKUSIczyta