Są różne sposoby straszenia czytelników. Mamy potwory, duchy, demony, przerażające rytuały, wampiry i morderców z półmetrowymi maczetami. I jest coś jeszcze. Coś o wiele bardziej wyrafinowanego i przejmującego grozą niż wszystkie potwory świata. Jest to tajemnica.
Jest rok 1900, dzień świętego Walentego. Wychowanki drogiej pensji prowadzonej przez ekscentryczną pannę Appleyard udają się na piknik pod Wiszącą Skałę. Czas upływa przyjemnie, na ucztowaniu, zabawie i odpoczynku. Po pewnym czasie od grupy odłączają się cztery dziewczynki i idą na spacer. Minuty upływają, dziewczęta wciąż nie powracają. Gdy nauczycielki i inne uczennice zaczynają się niepokoić, od strony Wiszącej Skały nadbiega Edyta, najmłodsza z pensjonariuszek, które udały się na spacer. Jest brudna, zapłakana i nic nie pamięta. Zaczyna się poszukiwanie zaginionych i próba rozwiązania zagadki Wiszącej Skały.
„Piknik pod Wiszącą Skałą” jest jedną z powieści grozy, które straszą w subtelny i niemal nieuchwytny sposób. Czasem przynależność do gatunku horror wręcz budzi wątpliwości i zdziwienie. Nie ma czegoś nierealnego, czego by można się bać, właściwie to nie ma nawet niczego realnego do strachu. W książce nie występuje wątek nadprzyrodzony, nie ma również żadnych wyraźnych oznak przynależności do innych gatunków literackich. A jednak powieść sprawia, że włos jeży się na karku. Najstraszniejsze jest to, co nieznane. Boimy się tego, co pozostaje w ukryciu. I w tym właśnie tkwi siła książki „Piknik pod Wiszącą Skałą”. Bo tam może kryć się wszystko. Wszystko, co podpowie nam wyobraźnia. Kilkadziesiąt lat później Stephen King w swoim długim eseju dotyczącym grozy („Danse Macabre”) pisze, iż taki sposób przerażania jest bardzo skuteczny i w dużej mierze ma rację. Joan Lindsay odkryła tę prawdę dużo wcześniej. Zastanawiamy się, jaki sekret skrywa Wisząca Skała, a im dłużej o tym myślimy, tym bardziej się obawiamy tego, co moglibyśmy tam znaleźć. Gdyby na tej naturalnej ciekawostce przyrody krył się morderca czy inny dewiant, byłoby oczywiste co stało się z dziewczynkami, nikt nie miałby wątpliwości, co do tego, że już nie wrócą. Ale w sytuacji opisanej przez autorkę nic nie jest oczywiste. Czytelnik zadaje sobie pytania dotyczące ich dziejów; a jeśli spotkał je los gorszy od śmierci?; może jeszcze żyją?; w jakim stanie mogłyby wrócić?, ta wielka niewiadoma dodaje sytuacji grozy.
Najbardziej znamienną cechą powieści jest panująca tam atmosfera. Wszystko wydaje się dziwnym snem. Mamy do czynienia z gwałtownymi zmianami nastroju, idyllicznego w jednej chwili, aby za moment stanąć oko w oko z surrealistycznym koszmarem. Łatwo odczuć wszechobecną melancholię i zagubienie bohaterek, które muszą zmierzyć się z nieznanym. Motywem przewodnim jest tajemnica, ale pojawia się również wątek miłosny, ciekawie zobrazowane życie w żeńskiej szkole i krótki pokaz ludzkiego współzawodnictwa i rywalizacji.
Niestety, w książce wszystko jest niczym wyjęte ze snu, momentami tempo akcji również. Można odnieść wrażenie, ze bohaterowie snują się bez celu z jednego miejsca na drugie, nie dążąc do niczego konkretnego. „Piknik pod Wiszącą Skałą” mógłby zakończyć się dużo wcześniej, bez specjalnej szkody dla powieści, ale i bez zysku.
Bez wątpienia nie jest książką dla wszystkich. Nie każdy odbierze ją jako horror, nie każdemu odpowiada taki styl i rodzaj grozy. Niemniej jednak polecam, nie tylko tym, co lubią być straszeni, ale również osobom chcącym obcować z trochę bardziej ambitną literaturą. Niewykluczone, że w swoim własnym umyśle znajdziecie odpowiedź na zagadkę Wiszącej Skały.