Czy pamiętacie scenę pożegnania Williama z Violą w zakończeniu filmu „Zakochany Szekspir”, gdy oboje wymyślają fabułę komedii, którą młody Szekspir ma zadebiutować przed Elżbietą I? To właśnie „Wieczór trzech króli” (Twelfth Night, Or What You Will), początek tej historii…
Viola, po katastrofie statku, odzyskuje przytomność na nieznanym wybrzeżu. Jest sama, nigdzie nie może natrafić na ślad brata bliźniaka, Sebastiana. Przekonana, że tylko ona ocalała i niepewna swego losu, postanawia przebrać się za mężczyznę. Rozpoczyna służbę na dworze księcia Orsino, zakochanego w pięknej damie, Oliwii, do której z kolei zaleca się Malwolio, a ten ostatni jest obiektem nieustannych dowcipów i żartów błazna, Feste. Zresztą Malwolio – ze względu na prezentowane cechy charakteru – nie jest lubiany przez nikogo. Oliwia nie kocha Orsina, lecz on – nie tracąc nadziei na pozyskanie jej względów – postanawia użyć rozbitka jako posłańca miłości. Tymczasem Viola zakochuje się w księciu, a Oliwia – nieświadoma maskarady – w przystojnym posłańcu. Znienacka na scenie pojawia się Sebastian, z którym Oliwia potajemnie bierze ślub. W końcu dochodzi do spotkania czwórki głównych bohaterów i całe zamieszanie szczęśliwie się wyjaśnia. Na lodzie pozostaje jedynie odrzucony i ośmieszony Malwolio…
Przyzwyczailiśmy się, że wersja Williama Szekspira jest jedyna. A jednak Alan Gordon – dzięki odnalezieniu pewnego tajemniczego manuskryptu – opowiada, jak było naprawdę. Otóż, przedłużające się i bezowocne zaloty Orsina do Oliwii spowodowały, że książę zaniedbał rządzenie. Miastu groził atak ze strony saraceńskich piratów, Wenecjanie – chciwi rozszerzenia swoich wpływów – intrygowali coraz śmielej, Malwolio wyraźnie miał nieczyste intencje. Jednym słowem – konieczna była interwencja. I tak na dworze Orsino pojawił się wysłannik tajnej gildii – błazen Feste, który – sprowadzając do miasta Violę i Sebastiana – rozwiązał ów węzeł gordyjski. Wydawało się, że wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie… niestety, był jeszcze Malwolio…
Akcja książki „Trzynasta noc” rozpoczyna się piętnaście lat później, gdy do Feste, zażywającego zasłużonego odpoczynku nad kuflem piwa, przybywa posłaniec z informacją, że Orsino nie żyje. Podobno zginął w wypadku. Feste podejrzewa morderstwo i postanawia wyruszyć do Orsino i wyjaśnić wszystkie okoliczności. Jego obecność jest także pożądana z innego powodu – książę osierocił jedenastoletniego syna, a ponieważ regenta jeszcze nie wyznaczono, sytuacja polityczna w mieście powoli staje się niestabilna. Feste ma pewne przeczucia… a nad wszystkim unosi się wspomnienie żądnego zemsty Malwolio…
Przyznaję, że na zapowiedź wydania „kontynuacji opowieści Szekspira” (a tak w zachętach wydawcy przedstawiano „Trzynastą noc”) zareagowałam w pierwszej chwili z niesmakiem. Jak to? Ktoś śmiał Mistrzowi coś dopisać? Nieco później ów niesmak przerodził się w ciekawość, co prawda bardzo ostrożną. Czas płynął, a maleńkie ziarenko ciekawości rosło. I w końcu – pękło i zakiełkowało – kupiłam książkę. I nie żałuję. Autor wykorzystuje fabułę „Wieczoru trzech króli” z dużym wdziękiem i elegancją – wcale nie próbuje poprawiać Mistrza – dla czytelnika bardzo szybko staje się jasne, że Szekspir po prostu nie mógł znać prawdziwego, utajnionego przez Gildię Błaznów, biegu wydarzeń.
Przede wszystkim historia Violi i Orsina zostaje jednoznacznie zlokalizowana w czasie i przestrzeni, dzięki czemu autor może przedstawić zgodne z historią średniowiecza tło kulturowe i polityczne. Tu pragnę uspokoić wszystkich tych czytelników, którzy do tekstów rymowanych nie czują przesadnie ciepłych uczuć – Alan Gordon posługuje się prozą i nie stylizuje języka. Narracja jest lekka, łatwa w odbiorze, dialogi – naturalne, riposty – celne, akcja nigdzie nie utyka. Błazen Feste, który w tej opowieści relacjonuje wydarzenia, nie unika zgryźliwych i sarkastycznych komentarzy – także pod swoim adresem, nie usiłuje się wykreować na wszechwiedzącego i mającego-zawsze-rację bohatera, który ratuje świat.
Jedynym elementem wzbudzającym moją irytację, była zastosowana w książce pisownia nazwiska Orsino (przez „y” – Orsyno). Uważam, że w książce reklamowanej jako kontynuacja komedii Szekspira powinna być zachowana pisownia oryginalna. Nie wiem, do kogo mieć pretensje – do autora czy tłumacza.
Podsumowując – „Trzynastą noc” Alana Gordona czyta się lekko, miło i przyjemnie, od czasu do czasu chichocząc, wątek kryminalny znajduje satysfakcjonujące rozwiązanie, a dobro i miłość zwyciężają (choć nie bez ofiar). I już czekam na kontynuację – jestem ciekawa historii kolejnych zakulisowych machinacji Gildii Błaznów, opisanych w tajemniczym manuskrypcie.
PS. Lubię Szekspira i dlatego dla mnie ta opowieść ma dodatkowy urok.
Recenzja ukazała się 2008-09-14 na portalu katedra.nast.pl