Owszem, nie całkiem białe było to Boże Narodzenie … A jakie? Tajemnicze, nastrojowe i zaskakujące. Magdalena Knedler po raz kolejny przekonała mnie, że potrafi stworzyć niesamowity i nie zawsze jednoznaczny klimat dla swoich powieści. Nigdy mnie nie zawiodła, a już kilka jej powieści mam za sobą. Każda z nich to zawsze niespodzianka dla czytelnika, który nie wie i nie domyśla się, co się skrywa za przyciągającą wzrok okładką … Wydawać by się mogło, że będą urocze święta, spowite białym runem, z delikatnie brzmiącymi w tle kolędami i uroczystą kolacją wigilijną …
W środku spokojnego lasu, w ukrytym głęboko pensjonacie Mścigniew, tuż przed świętami, zostają znalezione w wannie zwłoki jednego z gości, Niemca Heinego Steinera. I czar i magia świąt prysły … Goście pensjonatu przybyli z zamiarem odpoczynku od zgiełku dnia codziennego, mając na uwadze chęć oderwania się od problemów i kłopotów, a tutaj taka niespodzianka. Gdy się okazuje, że nikt obcy nie przebywał na terenie ośrodka, teoretycznie każdy z gości staje się potencjalnym podejrzanym. Ale jaki miałby motyw? Przecież gościa z Niemiec nikt wcześniej nie znał, więc tym bardziej trudno typować sprawcę i powód tego czynu …
Dochodzenie prowadzi miejscowy policjant wraz ze swoim przyjacielem, którzy zamieszkują w pensjonacie jako goście, nie odkrywając swojej tożsamości. Wypytują, przyglądają się mieszkańcom pensjonatu, obserwują uważnie, prowokują. Ta ich misterna praca wywołuje momentami u nas uśmiech, ich nieporadność i nietypowy sposób pracy mogą sprawiać całkiem przyjemne wrażenie.
Nie całkiem białe Boże Narodzenie to misternie skonstruowana fabuła, z wątkiem kryminalnym, ale takim delikatnym i subtelnym, nie emanującym brutalnością czy krwawymi scenami. Można śmiało stwierdzić, że jego charakter gubi się w tej magicznej i nastrojowej świątecznej scenerii. Autorka zdradza nam kulisy pracy śledczych, które często przyjmujemy z przymrużeniem oka. Nie brakuje szczypty ironii i sarkazmu w tej pachnącej piernikami fabule. Ta powieść – to w mojej ocenie – typowy kryminał sytuacyjny, gdzie krąg osób podejrzanych jest zamknięty i ograniczony liczbowo. Cała akcja odbywa się w tym gronie zwykłych ludzi, z których tak naprawdę każdy w tym pensjonacie szukał azylu przed złem, niesprawiedliwością losu, problemami osobistymi i zawodowymi, a nawet przed samym sobą. Autorka prezentuje wachlarz bohaterów, misternie ukazując na tej grupie ludzi przekrój naszego społeczeństwa, zabieganego i nawet na święta nie potrafiącego zapomnieć o pracy, biznesach czy niewiernym partnerze. Każdy z nas zapewne potrafi w swoim gronie wskazać osoby, które można by zamienić miejscami z bohaterami.
Wielkim atutem tej powieści są normalni i rzeczywiści bohaterowie, tacy, jakich na co dzień spotykamy w swoim życiu. Widzimy prawdziwą twarz tych ludzi, obdartą z maski fałszu i zakłamania. Tam, w leśnej głuszy, są sobą, nic nie ukrywają, pokazują swoje prawdziwe oblicze. Nie zawsze ciepłe i dobre, ale naturalne, nie wymuszone i nie ukrywane. Liczne i niezliczone zwroty akcji przyprawiają o zawrót głowy. Już może się wydawać, że sprawcą jest ten wytypowany przez nas, gdy niespodziewanie pojawiają się celowo zasiane w nas wątpliwości i nasze teoria traci rację bytu. I zaczynamy wszystko do nowa. Ileż to było w tej powieści takich zwrotów …
Tę powieść czyta się szybko, z wielkim zaciekawieniem, tym bardziej, że nastrój i zapach świąt tylko nas pozytywnie nastrajają. I intrygujący wątek, który nie daje wytchnienia do ostatniej chwili. Niby prosty i oczywisty … Ale im coś jest bardziej oczywiste i pewne, tym bardziej skomplikowane i nieprzewidywalne. O czym przekonała mnie Magdalena Knedler.
Sięgnijcie po tę powieść jeszcze teraz, aby podwójnie przeżyć świąteczny klimat. Następna taka okazja może się trafić dopiero za rok … Nie warto zwlekać i czekać … To trzeba przeżyć tu i teraz, w leśnym pensjonacie Mścigniew, w okolicach pięknych okolicznych jezior ...