Za najnowszy "hit wydawniczy" miałam się zabrać znacznie później (przynajmniej tak sobie założyłam), ale jak zwykle moje plany diabli wzięli. Stało się to za sprawą polecenia tej książki w porannym programie Dzień Dobry Tvn, gdzie zauważyłam tą okładkę (niestety, włączyłam za późno, aby cokolwiek dokładnie zrozumieć), ale pomyślałam, że coś musi być w tych "Pięknych Istotach". Jest to powieść fantastyczna nowe duetu - Kami Garcia oraz Margaret Stohl. Za książkę oczywiście nie zapłaciłam wiele - szczęście w licytowaniu na allegro mi sprzyja:) Ethan marzy o wyjeździe z Gatlin w Karolinie Południowej, gdzie ostatnim wielkim wydarzeniem była wojna secesyjna. Chłopak od miesięcy śni o dziewczynie, której nigdy wcześniej nie widział. Kiedy po wakacjach spotyka ją na szkolnym korytarzu, z miejsca się w niej zakochuje. Lena ukrywa jednak mroczną tajemnicę i klątwę, która od pokoleń ciąży na jej rodzinie. Czy Ethan zdoła zmienić przeznaczenie i uratuje Lenę przed nią samą? W mieście bez przyszłości, jedna tajemnica zmieniła wszystko... Nawet już nie pamiętam kiedy dokładnie zaczęłam czytać tą powieść - na pewno po lekturze "Zielone drzwi", ale trochę mi to zajęło (argumentacja: oczywiście brak czasu). Jeszcze przed rozpoczęciem przejrzałam kilka portali z recenzjami, aby dokładniej przyjrzeć się opiniom, jakie wystawiali internauci - prawie wszystkie były pozytywne, a na amerykańskich stronach znalazłam wiele znanych nazwisk: Cassandra Clare, Melissa Marr - autorki, których książki czytałam. Zasiadłam do "Pięknych Istot" z uśmiechem i wielkim wyobrażeniem "wielkiego hitu", który podobno miał powtórzyć sukces Zmierzchu oraz Harry'ego Pottera. Narracja w powieści jest pierwszoosobowa - widzimy wszystko oczami Ethana - koszykarza, dobrego ucznia, który stracił matkę w wypadku. Z pierwszego rzutu oka jego życie wydaje się być zwyczajne, niczym nie wyróżniające się i ułożone w ciągły, powtarzający się bieg zdarzeń - szkoła, dom, przyjaciele i koszykówka. Gdyby nie to, że wkrótce poznajemy Lenę - przepiękną nową uczennicę, która byłaby akceptowana przez wszystkich, gdyby nie jej stuknięty wuj, który (w brew panującej opinii) nie jest do końca taki stuknięty. W książce została również zawarta retrospekcja, która sięga aż czasów wojny secesyjnej. Plus jeden króciutki rozdział z punktu widzenia Leny - tak dla dopełnienia. "Piękne Istoty" to powieść współczesna - pierwsze określenie, które przychodzi mi na myśl, gdy o niej myślę. Nie wyróżnia się niczym specjalnym - nawet okładka jest przerażająco przyciągająca jak w przypadku niektórych tego typu powieści. Czytałam już wiele książek na temat magii, gdzie były wplątane elementy grozy. Ta książka jest idealnym przykładem na to, że pisarzom nie wyparowały jeszcze wszystkie pomysły z głowy, a niektóre motywy można sprytnie połączyć. Niby książka dla szerokiego grona, głównie dla młodzieży, którzy przepada za "Zmierzchem" i tego typu lekturami, a z drugiej strony można wyciągnąć z niej jakieś korzystne wnioski, które są tutaj ukazane w prosty i przejrzysty sposób. Jest to również powieść romantyczna, chociaż ta miłość Ethana i Leny wydała mi się niezwykle płytka, przerysowana i jednocześnie niepokojąca. Jest to oczywiste, że tych dwoje kocha się na zabój, na przekór wszystkiemu, ale bardziej interesowały mnie miłosne rozterki Genevieve, niż tej parki, chociaż tamte były tylko tłem dla całej historii. Swoją drogą - autorki wybrały bardzo dobre imiona dla swoich bohaterów, które na pewno zapadły mi w pamięci na długo - Ethan, Lena, Link, Sarafine, Amma, Macon, Ridley itp. Podsumowując, naprawdę warto przeczytać tą książkę - ja bawiłam się przy niej świetnie i z chęcią przeczytam drugą część, jeśli takowa wyjdzie. Jest to coś nowego, co może nie jest arcydziełem, ale wciąga i pozwala przyjemnie spędzić czas przy kubku gorącej czekolady - idealna terapia na pogodę za oknem:)