"Pęknięta kra" Magdaleny Zimniak miała być dla mnie fascynującym thrillerem psychologicznym, ale, niestety, okazała się sporym rozczarowaniem. Choć zapowiedź historii bliźniaczek – tak różnych, a zarazem splecionych nierozerwalną więzią – wydawała się obiecująca, książka nie spełniła moich oczekiwań.
Mroczny klimat, zbrodnia i tajemnice rodzinne – wszystko to brzmi jak przepis na świetną powieść, ale zabrakło w niej tego, co najważniejsze: emocji. Zamiast napięcia, które w thrillerze powinno trzymać mnie na krawędzi fotela, poczułam się raczej zagubiona w chaotycznej i zbyt zawiłej fabule.
Autorka stara się zbudować psychologiczną głębię, pokazując, jak Agnieszka, wchodząc w rolę Ady, zmaga się z jej tajemnicami i cieniami przeszłości. Niestety, te rozważania wydają się wymuszone i nie wciągają. Brakuje też wyrazistości bohaterom – zamiast prawdziwych postaci, mamy papierowe figury, które nie budzą większych emocji.
Muszę przyznać, że motyw nawiedzonego domu w Tatrach mógł być ciekawym elementem budowania atmosfery, ale nawet on nie został w pełni wykorzystany. Całość wydaje się jakby nieprzemyślana, a zakończenie – które powinno wbić w fotel – pozostawia raczej poczucie niedosytu.
Zastanawiam się, czy problemem nie była próba upchnięcia zbyt wielu tematów w jednej historii. Bliźniaczki i ich skomplikowana więź to już samo w sobie wdzięczne pole do eksploracji psychologicznej. Dodanie do tego motywu zbrodni, wątku nawiedzonego domu, zamiana tożsamości i wątek związany ze śmiercią Natalii, sprawia, że narracja staje się przeładowana. Zamiast budować napięcie wokół jednego głównego konfliktu, autorka wprowadza kolejne wątki, które nie utrzymują wystarczającej uwagi, przez co żaden z nich nie wybrzmiewa.
Największym niedosytem pozostaje jednak niewykorzystanie potencjału miejsca akcji. Tatry, z ich surowym pięknem, mogły stać się bohaterem samym w sobie. Wyobrażałam sobie groźne góry, które jak cichy świadek wciągają postacie w swoją mroczną grę. Tymczasem góry w tej historii są tylko tłem, niemal przezroczystym, bez wpływu na fabułę czy atmosferę. Nawiedzony dom? Pomysł świetny, ale niemal niewidoczny. Nawet legenda o duchach wydaje się dodana na siłę, jakby autorka chciała, by coś jeszcze „brzmiało złowieszczo”.
Nie zrozumcie mnie źle – jestem w stanie docenić próby pogłębienia psychologii postaci. Magdalena Zimniak w swoich wcześniejszych książkach potrafiła doskonale kreślić emocje bohaterów i ich wewnętrzne rozdarcie. Tym razem jednak zabrakło mi głębi. Zamiast zanurzać się w mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, miałam wrażenie, że poruszam się po powierzchni. Agnieszka, przejmując życie Ady, powinna była stopniowo wpadać w spiralę obłędu, zatracać się w tej roli, tracić siebie. Tymczasem wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt płytko, żeby mnie poruszyć.
Nie chcę też całkowicie przekreślać tej książki – być może znajdą się czytelnicy, którzy docenią jej wielowątkowość czy specyficzną narrację. Ale dla mnie „Pęknięta kra” była zbyt chaotyczna i zbyt mało emocjonująca, by naprawdę mnie poruszyć. To opowieść, która obiecuje więcej, niż ostatecznie dostarcza – a to w thrillerze jest najgorsze. Pozostaję z nadzieją, że autorka w swojej kolejnej powieści powróci na właściwe tory i znów pokaże, jak mistrzowsko potrafi grać na emocjach czytelników.
Najbardziej dotknęło mnie zakończenie, które zamiast eksplodować, rozmywa się w nijakości. To książka, która miała być ciemnym lustrem lęków i obsesji, a okazała się zaledwie przykurzonym zwierciadłem, w którym trudno zobaczyć cokolwiek wyraźnie.
Magdalena Zimniak w przeszłości potrafiła zaskakiwać i poruszać. Tym razem jednak, moim zdaniem, stworzyła swoją najsłabszą książkę. Dla osób ceniących prostotę i przejrzystość w thrillerach, "Pęknięta kra" może okazać się zbyt zawiła i mało angażująca. Czy jest zła? Nie, po prostu przeciętna. A od thrillera oczekuję czegoś więcej – czegoś, co wytrąci mnie z równowagi.