Tomasz pracuje w korporacji sprzedającej ubezpieczenia. Nie jest pracoholikiem, jak pomyślałem przeczytawszy kilkanaście stron powieści. Nie jest asertywny, ktoś mógłby powiedzieć, że mamy (nie)przyjemność z nieudacznikiem. Na jego głowę zwala się ogrom pracy. Potrzebnej i niepotrzebnej. Z jego zakresu obowiązków, lecz również tej spoza terenu powinności. Tomasz jest coraz bardziej zmęczony. Na skraju załamania nerwowego, nerwicy, być może zachowań schizofrenicznych.
Tomasz coraz częściej i coraz bardziej ucieka w świat swych iluzji, czy to poprzez oglądanie filmów porno, czy też marzenia o staniu się bohaterem jednej z tak uwielbianych przez niego gier komputerowych.
Pewnego dnia poznaje Pana Zło. Tak do końca nie ustaliłem kim jest Pan Zło. Wydaje mi się że najbliżej Mu do jednego z tych Guru, którzy najpierw wmawiają ludziom, że żyją w podłym świecie. A następnie pokazuje im Lepsze, które tak naprawdę jest Najgorszym Rozwiązaniem. Tak działa Lucyfer w przebraniu Boga.
Tomasz ma w głowie mętlik. Staje się niewolnikiem Pana Zło. Jakaś cząstka w głowie młodego mężczyzny, iskierka, mówi że wiedza, którą Pan Zło przekazuje tak naprawdę niewiele jest warta. Nic. Chłopak broni się niezbyt racjonalnymi argumentami. Pan Zło wyśmiewa pomysły Tomasza. Więźniowi pozostaje jedno rozwiązanie. Okazuje się że takich jak on niewolników jest sporo. Zakładają coś w rodzaju stowarzyszenia, fundacji. Podejmują ryzyko.
Wszystko dzieje się na pograniczu snu. Oniryczny sens powieści pogłębia w czytelniku tajemnicę, którą niesie ze sobą powieść. Zaczynając od okładki po ostatnią kropkę powieści. Kim jest tak naprawdę Pan Zło? Czy wydarzenia, które opisane są w powieści, wydarzają się w realu czy poza świadomością Tomasza? Przejścia między wątkami są momentami tak fantasmagorycznie że aż niezauważalne. Mamy scenę na której rozgrywają się kolejne etapy powieści. A jednocześnie odczuwałem, że gdzieś w głębi siedzą widzowie przyglądający się show, przedstawieniu. Inaczej: wpatrujemy się w ekran komputera, na którym rozgrywa się dramat opisany w „Pan Zło”. W pewnym momencie jesteśmy w stanie sięgnąć ręką ku ekranowi i przenieść się w ten wirtualny świat. Tak jest skonstruowana powieść Michała Długa. Jak nas świat, ale nie do końca. Życie w malignie, które już nie do nas należy.
Powieść „Pan Zło” jest ostrzeżeniem. Dla wszystkich. Nadużywanie jakiejkolwiek władzy ze strony zwierzchnika jest złem, ale brak asertywności, brak stanowczości ze strony podwładnego również jest złem. Szef nie wie czego można się spodziewać po pracowniku, gdy ten tylko potakuje, nie ma swojego zdania. Ale menedżer który ową lukę niezdecydowania wypełnia bardziej bezwzględnymi rozkazami niż racjonalnymi polecaniami również nie jest bez winy. Gdy dwoje ludzi spotyka się zawsze – prędzej czy później, dochodzi do konfliktu. Takim oto wykładem postanowił obdarować nas Michał Długa. Wykład jest dość obszerny, w tym miejscu umieściłem tylko fragmenty, najważniejsze sprawy. Całość w powieści.
Długa posługuje się językiem ostrym, zdecydowanym. Miejscami wulgarnym. Jestem estetą językowym, nie podobają mi się wulgaryzmy. Lecz w przypadku „Pana Zło” to przesilenie złych słów jest akceptowalne. Być może ktoś powie że to tak łatwiej. Że Michał Długa poszedł na łatwiznę. Miał niejako szablony słów. Lecz można się zastanowić czym bałaby powieść „Pan Zło” bez tych odpowiednich wyrażeń. Papką? Kaszką manną dla przedszkolaka? To nie o to chodzi. Wyobrażacie sobie kłótnię bez wyzwisk. A z taką kłótnią w powieści „Pan Zło” mamy do czynienia. To kłótnia odwieczna delikatności z brudem. Można tak zakończyć – wygrywa powieść Michała Długa. Bo z pewnością jest do polecenia.