Przyznam, że nie wiem jak ocenić tą książkę.
Z jednej strony zupełnie nie moja bajka, z drugiej zaś czytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Jest dziwna, inna, ale taka, po której skłaniamy się ku refleksji. I kurde, z pewnymi zarzutami stawianymi przez bohatera, a raczej samego Pana zło, zgadzam się, sami tego chcieliśmy. Jako debiut, dobra i faktycznie należy stwierdzić, że autor potencjał ma. Styl, No cóż, wyrobi się z czasem. Taką mam nadzieje, choć nie czyta się źle, to był naprawdę przyjemny czas spędzony z tą lekturą.
Niemniej jednak myśle, że nie każdemu się spodoba, jest specyficzna, ale to właśnie ją wyróżnia. Książka dla osób, które szukają czegoś więcej.
Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby nasze życie, kiedy ludzie mieliby zupełnie inne priorytety? Korporacje, pęd za pieniądzem, używki i bodźce zewnętrze popychające nas w stronę zatracenia. Nasze wybory, które przedkładają się na innych. A w sumie wystarczy chyba popracować nad sobą i odnaleźć iskrę, która pozwoli nam zwalczyć zło…
Ważne aby zacząć od siebie, później możemy przenieść to na innych…
I tak zaczyna się historia naszego bohatera. Jest sfrustrowany, żyje w ciągłym stresie, pracuje nadgodziny za które nikt mu nie płaci.
Popada w stany lękowe, depresyjne. Zwraca się do Boga, pyta jak może zmienić swoje życie, jednak nie otrzymuje odpowiedzi. I wtedy nadchodzi przełom. Pan zło pojawia się nieoczekiwanie. Gardząc Tomaszem, ukazując mu jego przyszłość...