Czasy, gdy „Pan Lodowego Ogrodu” był tylko formą ekscytującej rozrywki bezpowrotnie minęły. Jarosław Grzędowicz zmusza do głębszej refleksji, wybiegania myślą nie tylko przed fabułę, ale też ponad świat, który z taką pasją stworzył.
Pamiętamy jak to się zaczęło. Oto Wybraniec wyposażony we wszystkie zdobycze ludzkiej techniki wyrusza w misję ratunkową do świata opartego na zupełnie obcych nam zasadach. Prosta ścieżka, pełna efektów specjalnych i akcji rodem z przygód Jamesa Bonda, kończy się dla Wybranego nieomal tragicznie. Dlatego w drugim podejściu Bonda zastępuje Rocky. Nokaut nie jest w stanie złamać jego woli walki. Pokonuje słabości, odrzuca ograniczenia, upór czyni swoją najstraszliwszą bronią - znów prze do konfrontacji. I znów przegrywa. Gdyby trzecia odsłona tej historii powieliła wzorzec „próba-porażka” - pierwszy stwierdziłbym, że 'Pan Lodowego Ogrodu" to tylko opowieść jakich tysiące w literaturze.
Ale nie! Na przestrzeni lat przeznaczonych na tworzenie fabuły "Pana Lodowego Ogrodu", Jarosław Grzędowicz minął już magiczny punkt rozdzielający pasjonującą, ale przecież nie tak bardzo oryginalną opowieść od dzieła, które obok fabuły zawiera w sobie konkretny przekaz. To co u zarania miało służyć rozrywce, urasta do literackiego zaproszenia do własnej refleksji. By z perspektywy utworu spojrzeć na otaczający nas świat i konsekwencje czynów.
Zdradzanie fabuły pod pozorem recenzji zabije przyjemność odkrywania powieści, na którą przyszło tak długo czekać. Niech więc wystarczy tyle: Vuko wraz z towarzyszami broni dociera do osławionego Lodowego Ogrodu. Poznaje kolejnego z zaginionych naukowców, Fjollsfinna, pierwszego który wydaje się nie mieć wobec niego złych zamiarów. Niestety, ta pielgrzymka w zasadzie nie przybliża go do celu misji. Być może pozyskał sojusznika, najpewniej tymczasowego, bo myśli skrywane za nieruchomą maską Pana Lodowego Ogrodu pozostają dla Czytelnika nieprzeniknione. Niepewność co do jego intencji jest przejmująca.
Także Filar, syn Oszczepnika, ostatni z tohimonów cesarstwa dociera do kresu swojej wędrówki. Obdarty z godności, napiętnowany niewolniczym znakiem, pośród nieznanego, dzikiego świata wątpi w sens swojego życia. I wreszcie widzimy jak splatają się losy dwóch głównych bohaterów powieści.
III tom w znacznie większym stopniu niż poprzednie, pełen jest aluzji do kultury i popkultury. Mało tego, autor znalazł okazję, by w subtelny sposób rozliczyć się z inspiracji. Oto w rozmowie Vuko z Panem Lodowego Ogrodu pada stwierdzenie, że tak naprawdę myślimy archetypami. Nosimy w głowach toposy literackie, jesteśmy przesiąknięci literackimi wzorcami.
- Podawaj piwo, aż powiem, że dosyć - słyszę głos Vuko w jednej z portowych tawern i śmieję się, bo brzmi to tak "sapkowsko".
Lodowy Ogród stał się dla Grzędowicza pretekstem do szerszego zaprezentowania magii. Dotąd umysł Vuko właściwie nie był w stanie jej zaakceptować. Doświadczaliśmy pojedynku pomiędzy magią, jako zjawiskiem nieujarzmionym, nieopisywalnym, a racjonalnym, naukowym myśleniem. Drakkainen wizualizuje, ucieka do schematów znanych z filmów, szuka "zaklęć", analogii, pomostu dla zrozumienia. Wreszcie u Fjollsfinna znajduje definicję. Ów "czynnik m", jak tłumaczy mu kontrowersyjny naukowiec, magia tego świata, jest pseudorozumna i interaktywna - ale jej zdolności do rozumienia są realnym ograniczeniem dla pieśniarza. Czytelnik dowiaduje się o tym poznając wewnętrzne dramaty i historię Fjollsfinna. Po lekturze tej części nikt już nie będzie się zastanawiał, kiedy wreszcie Vuko "wyśpiewa z magii" szturmowy helikopter, albo atomówkę i uleczy nią świat z van Dykena.
Tym jednak, co prawdziwie wyróżnia trzeci tom na tle poprzedników, jest świat. Świat! Nie płaskie dekoracje służące za tło zmagań herosów, ale skomplikowany mechanizm z barierami kulturowymi, obsesjami i pragnieniami, który zachowuje prawo do istnienia i funkcjonowania nawet bez galerii pierwszoplanowych postaci. Njorvin, handlarz niewolników urasta tu do rangi symbolu. Jarosław Grzędowicz tworzy z rozmachem, ale nie unika detali. Ta dbałość o realia, o logikę czynów i zachowań zderza się u Czytelnika z myślą, że świat "Pana Lodowego Ogrodu", tak kompletny i tak realny, jest już nieodwracalnie napiętnowany obecnością obcych. Ich wymazanie może nie wystarczyć, by powstrzymać katastrofę. Epizod w Dolinie Naszej Pani Bolesnej ugruntowuje nas w takim myśleniu.
A w parze z tym torem rozumowania idzie inny, do tej pory dość subtelnie traktowany wątek. Owa Pieśń Ludzi - mityczny miecz Damoklesa, totalne załamanie świata w przypadku, gdy sprawy zajdą za daleko. Postęp, nadużywanie obowiązujących praw to wszystko w każdej chwili może zakończyć się zagładą po której świat odradza się na nowo. Nie wiemy, czy z istnienia Pieśni zdaje sobie sprawę Aaken, ale doskonale widzą o niej i Vuko i Fjollsfinn.
Pieśń Ludzi. Zawór bezpieczeństwa, a może prawdziwa stawka w grze? Drakkainen świadomie lub nie, ale dryfuje w stronę ścieżki ludzi których pierwotnie miał ratować, a teraz musi eliminować. W coraz większym stopniu posługuje się magią, podporządkowuje sobie ludzi, nagina niepodważalne dotąd zasady, destabilizuje. Kto uratuje ten dziwny świat, kiedy on odejdzie. Kto stanie się dla niego oparciem? …Filar?
I to właśnie jest to. Głębszy sens istnienia całego cyklu. Jarosław Grzędowicz skłania Czytelnika do snucia refleksji, wręcz wyprzedzania fabuły - odnoszę wrażenie, że wyjawione w III tomie zasady są nie tylko brawurową prezentacją jego możliwości literackiej kreacji, ale i aluzją do otaczającej nas rzeczywistości. Bez względu na to, czy drzemie w nas Vuko, czy Fjollsfinn, czy wręcz van Dyken - łamanie zasad świata, w którym żyjemy niesie za sobą konsekwencje. W krytycznej sytuacji, katastrofalne. W moim uznaniu to ostateczny dowód na to, że w przypadku "Pana Lodowego Ogrodu" nie mamy już do czynienia tylko z formą rozrywki. Jarosław Grzędowicz błyskotliwie udowadnia, że uniwersalnym popowym kodem pisarz może mówić o rzeczach fundamentalnych i prowokować do wyciągania wniosków.