Książka o której dzisiaj trochę opowiem to debiut Cecelii Ahern. Napisała ją w wieku 25 lat. Pomimo młodego wieku potrafiła świetnie przelać na papier emocje towarzyszące człowiekowi po utracie najbliższej mu osoby. P.S. Kocham Cię chciałam przeczytać już od kilku lat, ale zawsze spychałam ten pomysł na dalszy plan i sięgałam po inne książki. Cieszę się, że wreszcie udało mi się ją przeczytać - miałam przeczucie, że okaże się świetną lekturą i że będę mogła Wam ją polecić. I tym razem na szczęście intuicja mnie nie zawiodła.
Bohaterką powieści jest trzydziestoletnia Holly, którą spotykamy w bardzo trudnym okresie jej życia. Kilka miesięcy wcześniej jej mąż Gerry zmarł na guza mózgu. Choroba przyszła nagle i na nic zdawały się leczenie i chemioterapie. Z każdym tygodniem był coraz słabszy aż wreszcie stało się to, co nieuniknione. Uważam, że miłość, którą łączyła tę dwójkę nie była już na etapie młodzieńczego zakochania pełnego namiętności i szaleństwa. Byli ze sobą przez kilkanaście lat i uczucie to było połączeniem przyjaźni, partnerstwa i miłości.
"Mieli bardzo prosty plan: być razem do końca życia."
Można sobie jedynie wyobrażać, co czuje Holly, gdy codziennie budzi się sama w łóżku, całe dnie spędza na kanapie pogrążając się w depresji i wspominając każdą chwilę spędzoną z mężem. Nie ma pracy, ponieważ rzuciła poprzednią, by zajmować się ukochanym. Jednak pewnego dnia przychodzi ktoś, kto motywuje ją do codziennego wstawania z łózka, do próbowania ułożenia sobie życia na nowo. Tym kimś jest sam Gerry, który zostawia jej dziesięć listów, po jednym na każdy miesiąc, w których wydaje jej różne polecenia. Holly może ponownie spotkać się w ten sposób z Gerrym i sumiennie wykonuje wszystkie zadania. A nie są one proste - jedne są źródłem śmiechu i radości, inne wymagają wielkich nakładów energii i podnoszenia sobie poprzeczki. Dzięki listom Gerry uczestniczy w życiu Holly, a nawet diametralnie wpływa na jego bieg.
"Kocham Cię, Holly, i wiem, ze ty też mnie kochasz. Nie potrzebujesz moich rzeczy, by o mnie pamiętać,nie potrzebujesz trzymać ich jako dowód, że istniałem czy też wciąż istnieję w twoich myślach. Nie musisz nosić mojego swetra, by czuć moją obecność; ja i tak tu jestem... zawsze cię obejmując."
Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o rodzinie i przyjaciołach Holly. Nie jest sama na świecie, jej bliscy są naprawdę wspaniali, można by powiedzieć idealni, śmiem nawet stwierdzić, że każdy chciałby mieć takich ludzi wokół siebie. Mimo iż autorka przez większość czasu skupia się na Holly, to nie brakuje tu dobrze skonstruowanych portretów psychologicznych jej rodziców, licznego i bardzo różniącego się od siebie rodzeństwa oraz przyjaciółek. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów na ich temat, ale uważam, że są oni dużym plusem tej powieści.
Pomimo trudnej tematyki książkę czyta się bardzo szybko - wciąga, bawi oraz pozwala przemyśleć sobie różne rzeczy. Wywołuje różne emocje, były chwile, że śmiałam się sama do siebie, ale były też takie, w których płakałam. Mam tendencję do wzruszania się i bardzo często to robię, jednak uwielbiam książki, które wywołują różne emocje. Na szczęście podczas lektury nie można się nudzić - dzięki listom od Gerrego w życiu Holly dzieje się bardzo wiele różnych rzeczy i razem z nią możemy w nich uczestniczyć.
Jest jednak coś do czego muszę się przyczepić. Momentami zachowanie Holly irytowało mnie. Jej ciągłe wahania nastrojów sprawiały, że miałam czasem ochotę nią potrząsnąć. Raz cieszyła się z życia, czuła, że idzie naprzód, a za chwilę mówiła, że wszystko tak naprawdę robi z przymusu. Rozumiem, że każdy człowiek ma takie chwile, w których może góry przenosić i takie, w których najchętniej zakopałby się pod kołdrą i leżał w nieskończoność. Rozumiem też, że autorka prawdopodobnie chciała pokazać, że po takim wydarzeniu nie da się łatwo podnieść, ale powtarzanie tego schematu "n" razy nie jest dobrym rozwiązaniem, przynajmniej według mnie.
Nie żałuję lektury tej powieści i gorąco Wam ją polecam. To świetna lektura, która wciąga, pozwala się zrelaksować, a jednocześnie jest przykładem na to, że dramatyczne wydarzenia mogą stać się bodźcem do zmian w naszym życiu i gdyby nie one, nie doszlibyśmy do punktu, w którym się właśnie znajdujemy. Czasami świat musi się obrócić o 180 stopni, abyśmy wstali z kanapy i zaczęli dokonywać w swoim życiu jakichś zmian na lepsze. Ja jestem na tak, mam nadzieję, że zachęciłam Was do lektury, a mnie pozostaje tylko przeczytać kolejne powieści Cecelii Ahern.