"Jak się czujesz, kiedy wiesz, że coś tracisz? Uciekasz od tego biegiem czy stąpasz powoli?"
Książka, która zdążyła już podbić całą Polskę, w końcu trafia na mój blog...
Ostatnia spowiedź to debiut młodej pisarki Niny Reichter. Jak się zapowiada jest to jedna z trzech powstających już tomów. Z wykształcenia autorka jest prawniczką :)
Głównymi bohaterami książki jest para nastolatków- Bradin i Ally. Ich ścieżki krzyżują się na lotnisku, gdzie czekają na samoloty, które się opóźniły. Od razu łapią wspólny język i przemiło spędzają czas oczekiwania. W końcu nadchodzi chwila rozstania i myśl, że już się nigdy nie zobaczą. Cóż... jak się mówi- Nigdy nie mów nigdy. Dziewczyna nie zna całej prawdy o poznanym chłopaku, jest on bowiem piosenkarzem w sławnym niemieckim zespole Bitter Grace i dzięki swym znajomością zdobywa numer Ally.
Nastolatka nie wiedząc w co się pakuje, zaczyna znajomość z Bradinem. Ale jest kilka problemów, min. dużo starszy chłopak Ally, którego "podstawili" jej rodzice a którego nie kocha. Bradin znów oprócz, że ukrywa przed dziewczyną swe drugie oblicze, niezbyt bardzo może pozwolić sobie, by w jego życie ingerowała kobieta...
W końcu i kontakt telefoniczny staje się męczący. Oboje wiedzą, że to się może źle skończyć. Oboje mają wiele do stracenia. Ale tęsknota zaczyna być zbyt wielka, by ją powstrzymać.
Czy jest już za późno ? Czy w tym biegu z przeszkodami uda się dobiec do mety ?
''Czasami w życiu zdarzają się rzeczy, których zupełnie się nie spodziewamy. Zdarzą się, a potem już nic nie jest takie samo. I nie będzie. Na pewno wam też kiedyś coś takiego się zdarzyło. Mnie - ostatnio. Zupełnie przypadkowo na mojej drodze stanął ktoś, kto oświetlił mój dzień niezwykłą iskierką radości.''
Po przeczytaniu tej książki w końcu wiem, dlaczego wszyscy piszą tak pochlebne recenzje na jej temat. Chyba inaczej się po prostu nie da.
Nina Reichter stworzyła coś zupełnie innego od dobrze nam teraz znanych tematów książkowych, w których główni bohaterowie to wampiry, wilkołaki, zombie i inne potwory. Całkowicie odeszła od książek szablonowych, powielających się. Oczywiście nic nie mam do takich książek, ale miło w końcu poczytać też o czymś innym ^^
Jest to zupełnie normalna powieść miłosna, w której choć miłość gra główne skrzypce, można też odnaleźć inne wartości oraz wyciągnąć kilka nauk.
Gdy przeczytałam opis, (który mnie zaciekawił) jednocześnie pomyślałam, że będzie to kolejna książka o niedostępnej miłości i szczęśliwym happy endzie. O nie! Ta powieść jest jak nastawiona bomba zegarowa, która tylko odlicza minuty do wybuchu.
Tu nie ma miejsca na nudę! Akcja jest zwarta i szybka a to, co było przed chwilą zmienia się diametralnie o 180 stopni.
Mogę też szczerze przyznać, że nie da się przewidzieć następnych kolei losów bohaterów. Można próbować, ale wątpliwe by odkryć asa, którego autorka od początku do końca trzyma w rękawie.
Napięcie. W książce jest wiele takich sytuacji, w których czytelnik przewraca kartki z szybkością full spida, by wiedzieć jak to się skończy.
"To trochę tak, jakbyś zakręcił pozytywką. Nie możesz jej zatrzymać, bo zgrzytnie i wyda nieprzyjemny dźwięk. Moje życie to jeden długi nieprzyjemny dźwięk. Jednak pierwszy raz myślę, że to, co teraz mam, zagra płynnie do końca. Więc chyba muszę doczekać do melodii."
Zdarzyło mi się też przeczytać parę opinii, w których fani książki czują się oszukani, że książka w jakimś stopniu opisuje Tokio Hotel. Sama dowiedziałam się o tym po przeczytaniu, ale jakoś oszukana się nie czuje. Nie obchodzi mnie zbyt bardzo, na podstawie kogo pisana jest powieść, ale jaką piękną historię przedstawia. Bo co w związku z tym, że może nie za bardzo lubię ten zespół ? Liczy się książka! A jeśli autorka dzięki temu zespołowi napisała coś takiego, to nie wiem czy ich nie polubić, choć trochę ^^
Jest to pierwsza książka, którą pożyczyłam osobie trzeciej (oprócz mojej przyjaciółki, która tak jak ja szanuje książki), bo przeczytała kawałek i po prostu błagała mnie. Tak się jej książka spodobała, a nie za bardzo lubi czytać... To coś jednak znaczy :)
"Bo gdy mówi serce, muzyka milknie a słowa bledną..."
Jest to książka, którą podziwiam za oryginalność, nie każdy potrafi napisać zwykłą w niezwykłości historię nastolatków o ich wzlotach i upadkach, która wybije się tak wysoko, między te wszystkie paranormale.
Mimo tego, że w książce powtarza się znana nam wszystkim miłość od pierwszego wejrzenia, ale ta miłość, ta historia jest zupełnie inna, My czytelnicy myślimy, że jest to prosty sznur, który doprowadzi nas do mety. Po drodze jednak okazuje się, że sznur nie jest prosty- ma tysiące supłów.
Książka naprawdę przypadła mi do gustu i mimo tego, że czytałam ją będąc w podróży na Węgry, wolałam nie podziwiać widoków, tylko czytać z zapartym tchem co będzie dalej, jak to się potoczy. Tak nawet w autobusie się rozpłakałam, na co wychowawcy od razu, czy coś mi nie jest, czy źle się czuje... Tak na przyszłość nie radzę, czytać w miejscach publicznych^^ Powieść pochłonęła mnie i nadal o niej myślę, bo zakończenie nie daje mi spokoju. Dobrze, że do premiery tomu drugiego już niedaleko.
Jestem bardzo szczęśliwa, że w ogóle udało mi się zdobyć ten egzemplarz- dzięki wymianie na lc, bo aż żal mi by było nie przeczytać.
Książkę polecam wszystkim miłośnikom romansów. Tym co chcieliby przeczytać coś nowego. Nastolatkom, młodzieży jak i tej starszej młodzieży.
Warta przeczytania!