Jest to książka o wielkim pragnieniu ucieczki i zostawienia za sobą dotychczasowego życia oraz ludzi zagrażających dwóm bohaterkom – Claire i Evie. Światy i losy tych kobiet różnią się istotnie w szczegółach – Claire trafiła do złotej klatki, Eva ugrzęzła w przestępczym bagnie – ale łączy je decyzja odejścia bez (jak się wydaje) możliwości powrotu. Obie są w mniejszym (Claire) lub większym (Eva) stopniu ofiarami swojej przeszłości, doświadczonych w niej przeżyć, niezrealizowanych marzeń i naiwności będącej przyczyną złych wyborów. Obie jednak mówią temu „dość” i zdeterminowane, długo i skrupulatnie przygotowują się do ostatniego lotu, który ma być jednocześnie pierwszym krokiem w stronę nowego życia. Claire czuje na plecach oddech despotycznego męża i zgrai jego wiernych psów, Eva zaś obawia się bezwzględnych macek swojego szefa i skutków niewystarczającej ochrony kogoś, z kim zdecydowała się współpracować. Spotkanie Claire i Evy na lotnisku nie jest przypadkowe. Jedna z nich przejmuje pałeczkę i zaczyna reżyserować losy obu. Druga na to przystaje, widząc w tym swoją szansę. Zamieniają się biletami i wszystkim, co potrzeba, aby zmylić tropy. Potem każda rusza w swoją, nieznaną jeszcze nawet sobie, stronę.
Są to bardzo dobrze wykreowane bohaterki: obie błyskotliwe, mające oczy dookoła głowy, gotowe do błyskawicznych reakcji i podejmowania natychmiastowych decyzji. Nastawione na cel, który sobie obrały i do którego dążą po długich latach niemożności decydowania o sobie. Można się zastanawiać, na ile sytuacja, w której przez te lata trwały, wyzwoliła w nich taką odwagę, a na ile zawsze ją w sobie miały, tylko stłumioną przez okoliczności i ludzi, w których nie rozpoznały na czas wrogów. Interesujące są też drugoplanowe postacie kobiece.
Autorka od początku buduje i utrzymuje napięcie, nie tylko za pomocą fabuły, ale i dwutorowej narracji oraz konstrukcji powieści (interesująca jest klamra, którą spina całość). Nie pozwala czytelnikowi znudzić się, odetchnąć ani mieć poczucia, że coś, o czym właśnie przeczytał, jest pewne. To sprawia też, że książkę czyta się bardzo szybko i chętnie, z wielkim zaciekawieniem. Jest to typowa rozrywka, ale na naprawdę dobrym poziomie i poruszająca kilka istotnych problemów: domowa tyrania skryta za piękną fasadą oraz próby wyzwolenia się z niej, zepsute dzieciństwo jako niemal stuprocentowa „szansa” na zepsutą dorosłość i wreszcie to, jak ważne jest, byśmy mieli choć jedną osobę w życiu, na której możemy polegać. Ktoś powie, że to same oczywistości i wielokrotnie przerabiane motywy – i będzie miał rację. A jednak nie są to wymysły, tylko wciąż spotykane problemy.
Co można "Ostatniemu lotowi" zarzucić? Na upartego - stereotypowość w dzieleniu bohaterów na stłamszone, zniewolone kobiety i wykorzystujących swoją władzę mężczyzn, którzy je krzywdzą. To jest oczywiście pewne uproszczenie będące pokłosiem ruchu #MeToo. Powiązań z nim zresztą autorka się nie wypiera, o czym można przeczytać w zamieszczonym na końcu książki wywiadzie. Co prawda brak informacji, kto go przeprowadził, ale może to wynikać z faktu, że czytany przeze mnie egzemplarz był przedpremierowy.
Podsumowując jednak, to bardzo dobra książka, która za pomocą chwytliwej historii pokazuje, że zmiana to proces rozpoczynający się wewnątrz nas, przy czym często bodźcem, motywacją i pomocą w jej dokonaniu są inni ludzie – ich słowa i spostrzeżenia na nasz temat.
Polecam, a za egzemplarz recenzencki pięknie dziękuję Wydawnictwu Muza.