Z twórczością autora chyba nigdy się nie spotkałem, a samą książkę złapałem w bibliotece dosłownie w przelocie- dorzuciłem do i tak sporej sterty innych pozycji. I, jak to bywa w takich wypadkach często: ten przypadek okazał się najlepszy z całego stosu.
Ale... No, o tym później.
Opowiedzenie o tej książce bez ocierania się o spoilery, to zadanie bardzo karkołomne, nie wiem czy się powiedzie. Tak jak w opisie: Gliwice ukazane dwutorowo, w dwóch liniach czasowych- w przedwojennych czasach jeszcze przed Kryształową Nocą i w okolicach 2016 roku. Czynnikiem wspólnym- miasto z trudną przeszłością i liceum z niemniej trudnymi pracownikami.
I jak tak człowiek ruszy z książką, to po jakimś czasie może dojść do wniosku, że autor prowadzi go do nikąd, że fabuła nie rozwija się w żadnym ciekawym kierunku. Owszem, atmosfera mi się podoba, zwłaszcza przedwojenna- nie licząc mocno przegiętych, przejaskrawionych antagonistów w obu liniach czasowych i Zbiegów Okoliczności (one są tak niewiarygodne, że nie mogłem tego inaczej napisać)- czyta się całkiem przyjemnie, choć niezbyt angażująco.
I nagle autor wrzuca numer jak z filmu Christophera Nolana, co biegunowo tę książkę odmienia w moich oczach.
Do 3/4 objętości byłem tą lekturą oczarowany, kibicowałem, pewnie jak wszyscy czytający, Weberowi i Burdydze, choć ich idealizm jest często wystawiany na trudne próby.
Co mi się jeszcze podoba, a nie widuje się tego w wielu książkach: gorycz. Gorycz która tłamsi, dusi; zwichnięte życiorysy, zerwane przyjaźnie czy wręcz zdrady- pomimo, wydawałoby się, kryształowych charakterów głównych protagonistów, ta gorycz i bezsilność zapuka i do nich.
Jednak to, czego nie kupuję zupełnie, to trzecia oś czasu- siermiężne czasy PRL końca lat '70.
Osobiście nie podchodzą mi te czasy i kojarzą się tylko z beznadzieją i dziadostwem- za to o międzywojniu mogę czytać zawsze.
Plus powód, dla którego ta linia zaistniała, jest nietrafiony- skoro zdarzyło się coś co nie miało prawa się zdarzyć, to jaka jest szansa, że zdarzy się ponownie, temu samemu człowiekowi?
Autor pod sam koniec puścił hamulce, jeśli chodzi o animozje między bohaterami, przez co kilka stron opisu sytuacji w pokoju nauczycielskim zajeżdża fantastyką bardziej, niż poprzednich 400 stron. Wiem po co autor to zrobił- zrównał protestujących, agresywnych belfrów z agresywnymi belframi w szeregach NSDAP, opisanymi w drugiej osi czasu- w obu wypadkach "opozycja" jest gnojona.
Mam też przeczucie, że najbardziej odklejeni protagoniści, buce, chamy i prymitywy, są odzwierciedleniem postaci z życiorysu autora, które mu nastąpiły na odcisk.
Podsumowanie- naciągane 8/10, pomimo wyżej wspomnianych błędów. Dawno mnie tak żadna książka nie wciągnęła.
Ps: jest też sytuacja zupełnie "niekanoniczna" z punktu widzenia sci-fi: powiem tylko, że chodzi o dwie osoby w tym samym czasie. Takie paradoksy się nie zdarzają- a jeśli nawet, to nic dobrego z tego nie wychodzi.