Powieść Weroniki Krakowskiej cierpliwie czekała na swoją kolej, stojąc na mojej półce. Nie będę jednak ukrywać i napiszę, że bywały chwile, gdy książka ta uparcie wręcz przyciągała mój wzrok, jakby wołała: “no przecież tu jestem, czekam!”. W końcu przyszła na nią pora i z rosnącym zainteresowaniem zdjęłam ją z biblioteczki. Czy lektura Orlego Gniazda okazała się ciekawa? Czy mogę powiedzieć, że odnalazłam nowe ciekawe pióro? O tym w tej opinii.
Kimberly nie ma pojęcia, co stało się z jej rodzicami. Jakiś czas temu po prostu zniknęli, nie dając żadnego znaku życia. Od tamtego momentu dziewczynka mieszka u swojej przyjaciółki i jej mamy. Wciąż jednak dręczą ją koszmary, których nie potrafi zrozumieć. Często się powtarzają, a ponadto Kim widzi w nich dziwne drzwi i orła - to zawsze jest orzeł. Czy to możliwe, że sny są znakiem od jej rodziców? Wkrótce życiu Kim zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo - ktoś próbuje ją zastraszyć, by nie grzebała w tej historii. Czy mimo tego dziewczyna rozwiążę zagadkę zaginięcia rodziców?
Na początku chciałabym podkreślić wszystkie dobre strony tej pozycji, a ma ich ona kilka. Przede wszystkim pomysł na fabułę, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Autorka postanowiła stworzyć za jej pomocą powieść młodzieżową, z silnie przebijającym się wątkiem dreszczowca, który - nie ukrywam, chwilami naprawdę wzbudzał u mnie ciarki. Pomysł na to, by główna bohaterka była zaangażowana w poszukiwania swoich rodziców, a raczej prawdy o ich losie okazał się równie ciekawy, lecz to wątek tytułowego orła okazał się tym kluczowym, który osiadł w moich myślach do ostatniej strony.
Drugim plusem zdecydowanie jest pióro Weroniki Krakowskiej. Czuć, że autorka ma za sobą pierwsze słowa postawione na papierze, a jej styl jest dość lekki, dzięki czemu lektura tej powieści była szybka i całkiem przyjemna. Piszę całkiem, ponieważ znalazły się i słabsze strony tej pozycji, o których oczywiście Wam opowiem. Pomimo tego jednak już teraz wiem, że z ciekawością będę sięgać po kolejne książki autorki i mam nadzieję, że wydarzy się to już niedługo.
Główna bohaterka powieści, Kimberly, okazała się dla mnie tak antypatyczną i irytującą postacią, że głowa mała. Miałam ogromne nadzieje względem tej bohaterki, jednak nie zostały one spełnione. Choć obiektywnie patrząc, bohaterka ta została wykreowana dobrze, to całkowicie subiektywnie – drugiej tak denerwującej dziewczyny dawno nie spotkałam. Z jednej strony Kim chciała odkryć tajemnicę zniknięcia rodziców (i jest to bardzo zrozumiałe), z drugiej jednak miałam momentami wrażenie, że ważniejsze jest dla niej romansowanie i zastanawianie się, co takiego widzą w niej chłopcy. Wiecie, okazało się, że Kim to bohaterka z gatunku tych “cichych myszek” - spokojnych, niewychylających się, raczej niekonfliktowych, ale jakimś cudem przyciągających do siebie przystojniaków i największe zołzy. Nie ukrywam, liczyłam na coś innego w kontekście tej postaci i poczułam rozczarowanie. Jeżeli jednak komuś innego to przekonało - to nawet nie wiecie, jak bardzo się z tego powodu cieszę.
Długość książki to mój kolejny zarzut. Z jednej strony te niecałe dwieście stron rzeczywiście mogło wystarczyć na pełne przedstawienie całej tej historii, z drugiej jednak czytając ją, czułam się tak, jakby wszystko było pospieszone – byleby zdążyć i nie przekroczyć danej liczby stron. Całość niestety na tym ucierpiała i szczerze? Z chęcią przeczytałabym powieść Weroniki Krakowskiej, która liczyłaby sobie o wiele więcej stron. Jak poradziłaby sobie autorka w znacznie dłuższej formie? Domyślam się, że dobrze.
Orle Gniazdo to pozycja, która okazała się dla mnie zaskoczeniem i bardzo dobrym oderwaniem od rzeczywistości. Przeczytałam ją na jeden raz i nie żałuję. Jeżeli lubicie literaturę młodzieżową, która skutecznie zajmuje uwagę choć na trochę i wciąga - to myślę, że mogę polecić Wam właśnie tę pozycję.