Czy kiedyś przyśniło się wam coś co was przeraziło? Kimberly, bohaterkę powieści „Orle gniazdo” dręczą koszmary. Zaczęły się, kiedy zniknęli jej rodzice. Czy są efektem przeżytego stresu? A może ktoś chce się z nią skontaktować przez sen? Kim zaczyna zastanawiać się, czy nie popada w obłęd. Otrzymuje groźby, a w jej otoczeniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tylko, że nikt inni tego nie dostrzega. Coś ewidentnie jest nie tak. Pytanie tylko, czy z nią, czy z ludźmi, którzy ją otaczają?
Książka została napisana po części w formie pamiętnika, ale momentami przypomina tradycyjną powieść z narracją pierwszoosobową. Kim pisze pamiętnik i to za jego pośrednictwem dowiadujemy się, co jej się przydarzyło. Tylko pisze go w taki sposób, jakby autorka książki zapominała, że ma to być pamiętnik. Chociażby dialogi. Spisywanie wspomnień ma raczej formę opisową. Dialogi występują sporadycznie, a w „Orlim gnieździe” trochę ich znajdziemy.
Taka forma może wydawać się wygodna dla autora. Bohater może paplać o czym chce, w końcu to jego pamiętnik. Tylko czy ta paplanina zaciekawi czytelnika? Mnie średnio obchodziło, co Kim spisuje w zaciszu pokoju. Obok przedstawienia niepokojących wydarzeń dziewczyna dużo miejsca poświęca zauroczeniu kolegą ze szkoły. W końcu czytamy pamiętnik nastolatki- bohaterka ma 19 lat. Naiwniak spodziewałby się, że tego zabraknie – jestem naiwniakiem, myślałam, że zostanie mi to oszczędzone. Generalnie, miałam wrażenie, ze historia ta została spisana „po łebkach”. Można pochwalić Weronikę Krakowską, że udało jej się odwzorować charakter pamiętnika nastolatki, ale czy książki na takim poziome chcemy czytać. I, umówmy się, wpisy typu: „Bo... no cóż. NUDA.”[1], nikogo nie interesują. „Orle gniazdo” to krótka powieść i słabo to wygląda, że trzeba ją na siłę „rozdymać”.
Przeszkadzały mi imiona bohaterów. Mamy tu Kimberly, Caroline, Emily, Caleba, Melody itp. Można by pomyśleć, że miejscem akcji są Sany Zjednoczone. Nie, nie, nie moi kochani. Bohaterowie chodzą do technikum i są w maturalnej klasie. Napiszę więcej. Kiedy Kimberly ma przygotować wypracowanie po angielsku ubolewa: „Nigdy nie byłam wybitna z tego języka”[2]. Pytam się więc, po co te z angielska brzmiące imiona? Skoro takie się autorce podobały, wystarczyłoby pominąć, nic nie znaczącą, wzmiankę o słabej znajomości tego języka przez bohaterkę i napisać ogólnie, że czekają ją egzaminy. Tak niewiele, a odbiór jest całkowicie inny.
Jeżeli miałabym komukolwiek polecić „Orle gniazdo” to wyłącznie nastolatkom. Elementy New Adult zdominowały tę opowieść, co mi nie do końca odpowiada. Jeżeli chodzi o intrygę, to niby wszystko jasne, a jednak czegoś zabrakło. Tego co sprawa, że fabuła mnie wciąga. Powieść przeczytałam bez większych emocji. Nie czułam dreszczyku grozy, kiedy Kim doświadczała kolejnych „krwawych” wydarzeń. Dość szybko przestało mnie w ogóle interesować, jaki finał będzie miała ta historia. Niestety paplanina głównej bohaterki zanudziła mnie.
[1] Weronika Krakowska, „Orle gniazdo”, wyd. Nowoczesne, Poznań 2021, s. 28.
[2] Tamże, s. 12.