Na początek kilka słów o tym, jak tytuł recenzji ma się do oceny wystawionej tej książce - ,,Opowieści o tym, jak uratować planetę'' są książką skierowaną do najmłodszych odbiorców. I jako taka pozycja ,,Opowieści...'' całkowicie spełniają swoje zadanie. Są pięknie ilustrowane (o tym więcej za chwilę), kolorowe, przyciągają wzrok i... i tak naprawdę każda z pięciu opowieści kończy się mniejszym lub większym happy endem. Przesłanie jest jasne i proste - możemy coś zrobić, żeby uratować planetę!
I to jest ważne, żeby dzieci w to wierzyły, żebyśmy my w to wierzyli, bo ta wiara daje nam nadzieję na to, że będzie jeszcze jakieś jutro. Tylko czasami odnosiłam wrażenie, że ten optymistyczny ton jest wysilony - jak informacja o tym, że w 2019 roku 170 krajów (jakich?) podpisało deklarację zobowiązującą je do ograniczenia zużycia plastiku (o ile?). Nie wiem, może to dlatego, że jestem już (niestety) dorosła i wiem, że podpisanie takiej deklaracji niekoniecznie przekłada się na rzeczywistą zmianę. Bo wiecie, palenie węglem też wszyscy mają ograniczać, a jak to wychodzi każdy widzi.
Pięć a nie sześć
Blurb zapowiada, że będziemy mogli przeczytać sześć pięknych historii poruszających różne problemy związane z szeroko pojmowaną ekologią. Tych opowieści faktycznie jest pięć, bo ostatnia ,,List Matki Ziemi do dzieci'' jest tak naprawdę krótkim i emocjonalnym apelem o to, żebyśmy dbali o środowisko naturalne i o żyjące w naszym otoczeniu istoty.
I tak poznajemy historię wieloryba, który każdego dnia odkrywał coraz więcej plastiku w wodzie; orangutana, któremu zaczęto niszczyć dom; bobra, któremu coraz ciężej było żyć w zanieczyszczonej rzece; pszczoły, która była coraz bardziej zapracowana i nieszczęśliwa, i wreszcie historię niedźwiedzia polarnego, który kiedyś śmigał po bezkresnych połaciach lodu, a teraz został z kawałeczkiem kry na której może się co najwyżej położyć.
Tak, jak wspomniałam wcześniej, każda z tych historii ma swoje szczęśliwe zakończenie - Piotruś pomaga wielorybowi zbierając śmieci z plaży, dzieci wspólnymi siłami zatrzymują wycinkę lasu, zwierzęta razem z dziećmi budują małą oczyszczalnię wody, Laura sadzi kwiaty dla pszczół, a na niebie pojawia się nowy gwiazdozbiór (S.O.S.), który sprawi, że miś polarny znowu będzie miał solidny lód pod łapkami, a kropla wody ponownie zamieni się w lodową różę.
Pudrowanie
Ktoś kiedyś powiedział, i chyba był to profesor Malinowski (a jeśli nie, to przepraszam), że ze zmianami klimatu jest taki problem, że te tragiczne i katastrofalne w skutkach, przerażające i w tej chwili już w zasadzie częściowo nieodwracalne zmiany są podawane do ludzkiej wiadomości w mocno uproszczony sposób. Że przyjmują postać ładnego sterylnego schematu na którym jest zielono-niebieska Ziemia, i słońce, i kilka strzałek, i podpisów w odpowiednich miejscach. Że nie widzimy prawdziwej grozy tego, co rozgrywa się (powoli bo powoli ale nieubłaganie) na naszych oczach. Że jesteśmy od tego oderwani. Że nie mamy świadomości tego, jak faktycznie wygląda wycinka lasów deszczowych, a jeśli już to zobaczymy to westchniemy chwilę nad smutnym losem orangutanów i przescrollujemy wiadomości dalej, bo patrzenie na tragedię tych zwierząt jest zbyt przygnębiające.
Lepiej obejrzeć śmieszne koty w internecie. Na poprawę humoru.
I tak trochę jest z ,,Opowieściami o tym, jak uratować planetę''. Oczywiście rozumiem, że nie wolno dzieciom podawać informacji w takiej formie, w jakiej trafiają one do dorosłych i że w tej książce nie chodziło o to, żeby wiadomości były w stu procentach rzetelne, naukowo adekwatne i przerażające, ale czasami odnosiłam wrażenie, że autorzy albo silą się na zbytni optymizm, albo nie mają pomysłu na to, co dzieci mogą zrobić dla poprawienia sytuacji wielorybów, żółwi morskich czy orangutanów.
To ostatnie szczególnie mnie rozczarowało - miałam nadzieję, że natrafię na jakieś inspirujące pomysły, które przydadzą mi się podczas prowadzenia zajęć. Niestety. Rada pod tytułem ,,posadź drzewo'' jest fajna, ale można zrobić też coś mniejszego - można nie łamać gałęzi, można nie zrywać kwiatostanów (za chwilę zaczną kwitnąć bzy!), można nie mocować ogłoszeń do drzew za pomocą zszywek(!) albo pinezek(!), tak, jakby kasztanowiec był jakąś darmową tablicą ogłoszeniową.
Można posadzić kwiaty łąkowe na balkonie. Można zrobić domek dla dzikich pszczół. Można przestać zabijać pająki. I pszczoły, skoro już o nich mowa. I trzmiele. Można zrezygnować z tych słodyczy w których jest olej palmowy - prawda, liczba czekolad i batoników, które będziemy mogli z dziećmi zjeść drastycznie się zmniejszy, ale nasze zdrowie tylko na tym zyska. I planeta też.
Niedopitej wody można nie wylewać do zlewu ale można podlać nią kwiaty. Jest całe mnóstwo rzeczy, które można zrobić.
I tak niewiele było ich w tej książce.
Ilustracje: Chris Ramos
Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć przy okazji ,,Opowieści...'' - a jest nią samo wydanie. Twarda oprawa, sztywny, gruby papier, kolorowe ilustracje, szyty grzbiet, wstążka... Całość przyciąga wzrok i przykuwa uwagę, a ilustracje Chrisa Ramosa są naprawdę piękne i sympatyczne. Już w tej chwili jestem pewna, że wyhaftuję narysowanego przez niego wieloryba.
Czytać czy nie czytać, oto jest pytanie?
Jako książka ,,Opowieści...'' są po prostu zbiorem sympatycznych i optymistycznych opowiastek o wydźwięku proekologicznym. I jako wprowadzenie do tematyki ochrony środowiska powinny się sprawdzić całkiem dobrze. Przynajmniej wśród przedszkolaków.
Dużo też zależy od nas, dorosłych, i od tego w jaki sposób przedstawimy i omówimy te historie z dziećmi. Bo jeśli tylko przeczytamy je na głos i odłożymy książkę na półkę to będzie jak ślizganie się po tafli wody, bez zaglądania w głębie rozciągające się pod naszymi stopami.
Ja, w każdym razie, dam tej książce szansę i w maju spróbuję przedstawić historię pszczółki Bzyczki przedszkolakom. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wy natomiast musicie rozsądzić sami.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl