Rok po roku, miesiąc po miesiącu, premiera po premierze zbliżamy się oto do końca wydawanej w nowej oprawie powieściowej serii „Koło czasu”, którą to możemy cieszyć się za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka. Oto bowiem ukazała się właśnie najnowsza, jedenasta już część tego cyklu (całość liczy 14 tomów) pt. „Gilotyna marzeń”, która zdaniem wielu czytelników stanowi jedną z najważniejszych odsłon tej historii. Zapraszam was do poznania recenzji niniejszej pozycji.
To już pewne - lada dzień nadejdzie wieszczony czas Ostatniej Bitwy, „Tarmon Gai’don”. To właśnie w niej armia Czarnego zmierzy się z Rand al’Thorem - Smokiem Odrodzonym. Zanim jednak do tego dojdzie, musi on zrobić dwie rzeczy - zgromadzić ocalałe pieczęcie, które uwiężą wroga..., jak i przeżyć, gdyż oto właśnie dochodzi do zamachu na jego życie. Jednocześnie swoją własną walkę toczą wciąż Perrin, Mat, Egwene, czy też Elayne, którzy zmagają się ze złem, ale też i z niesprawiedliwością losu, odbierającą prawo do miłości, szczęścia, bycia sobą...
Książka ta liczy sobie blisko 950 stron barwnej, intrygującej, klimatyczne treści, która początkowo w niespieszny sposób, ale z każdym kolejnym rozdziałem już coraz bardziej dynamicznie i efektownie ukazuje sobą losy doskonale znanych nam bohaterów, których przeznaczenie wypełnia się właśnie „tu i teraz”. Otóż mimo faktu, że mamy przed sobą wciąż jeszcze trzy tomy tego cyklu, to daje się wyczuć już to niezwykłe napięcie finałowych zdarzeń, które muszą się wypełnić, przynieść odpowiedzi na najważniejsze pytanie, zamknąć klamrą tę całą, jakże epicką historię.
Dominującym, choć być może nie najobszerniejszym wątkiem, jest tu los Randa al’Thora, który wypełnia misję poszukiwania pieczęci, pozyskuje ważnych sojuszników, walczy wciąż z drzemiącą w nim mocą szaleństwa, jak i wreszcie umyka licznym pułapkom i spiskom, jakie czyhają na niego z rąk Przeklętych. Jednakże mamy tu także ciekawą relację o władającej Białą Wieżą Elayne, kolejno zaskakujące spojrzenie na nową misję Mata, która zwiąże go z Tuon, czy też dramatyczne chwile z udziałem Perrina, który wreszcie dokona ważnego wyboru względem tego, co uczynić dalej... I tradycyjnie mamy tu moc wątków, postaci i lokacji, ale tradycyjnie też całość opowieści cechuje wielka składność, logika i dbałość o najmniejszy detal.
Fascynującym jest spoglądanie na znanych nam od lat bohaterów, którzy na naszych oczach tak bardzo się zmienili, stając się silniejszymi i pewniejszymi siebie - Rand, Elayne i Egwene..., poznając swoją mroczną naturę, którą potrafili jednak okiełznać - Mat..., czy też dotykając największego bólu i zarazem powstając z jego kolan - Perrin. To już nie są młodzi i nieświadomi swoich mocy ludzie, ale dojrzali, doświadczeni i pewni tego, co muszą zrobić, dorośli wojownicy. I myślę, że w tym tomie największym zaskoczeniem jest dla nas postać Egwene, o której przyjdzie dowiedzieć się nam wiele nowego...
Kolejny też raz oczarowuje nas ten monumentalny, epicki, jakże bardzo fantastyczny świat tej opowieści, w którym lada dzień ma dojść do ostatecznej bitwy decydującej o tym, czy on przetrwa i kto będzie wówczas nim władał. I tradycyjnie mamy tu politykę, magię, fascynujące wejrzenie w kulturę i codzienność rozmaitych nacji oraz coraz jaśniejszą przeszłość Świata Koła, który już nigdy nie będzie takim, jak dawniej.
To ostatnia, napisana w całości przez Roberta Jordana powieść - kolejne trzy tomy opracował i w dużej mierze stworzył już Brandon Sanderson. I tym samym książka ta stanowi pożegnanie z tym wybitnym twórcą fantasy, który dał na tę serię i wiele innych wspaniałych, kultowych już powieści. I warto o tym wspomnieć również z tego faktu, iż czytając tę książkę czujemy to, że jest nieco inaczej, bardziej nostalgicznie, emocjonalne, tak jakby sam autor przeczuwał, że opowieść ta może być pożegnaniem ze Światem Koła.
Lektura tej powieści jest niezmiennie fascynującą przygodą, która z każdym kolejnym tomem smakuje inaczej, ale zawsze lepiej. To przyjemność śledzenia losów naszych ulubionych bohaterów, możliwość obserwowania ich przemian oraz podziwianie złożoności tej fabularnej relacji, w której wszystko jest idealnie na swoim miejscu. I oczywiście rozumiem, że niektórych czytelników przerażają liczby - 11 tom i kolejne blisko 1000 stron..., ale w przypadku tej serii nie powinno się na to patrzeć, gdyż w zamian otrzymujemy wielką literaturę fantasy, z którą tak naprawdę może równać się tylko twórczość Tolkiena.
Słowem podsumowania – powieść Roberta Jordana pt. „Koło czasu. Gilotyna marzeń”, to rzecz wielka, wspaniała w swej treści, emocjonalnej wymowie oraz rozmachu, jak i również niezwykle symboliczna z tego faktu, iż stanowi ona sobą ostatnią, napisaną w całości książkę tego wybitnego autora. Przede wszystkim jest to kolejna znakomita odsłona tej serii, której w mej ocenie nie można absolutne nic zarzucić. Polecam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.