"Ocean Chaosu" to ostatnia część cyklu "Księgi Ankh". Pierwszy tom to "Władca Piasków", drugi - "Berło Zniszczenia", trzeci - "Ostrze Nocy". Wszystkie łączą bohaterowie i świat przedstawiony - zanurzony w mitologii starożytnego Egiptu i nieco w jego historii.
Czy trzeba znać poprzednie tomy, żeby się nie pogubić?
Moim zdaniem nie. Nie czytałam ich, a jednak nie zginęłam w świecie stworzonym przez Autorkę. Nic, co potrafiłam zrobić ja, nie przerasta zdolności kognitywnych innych czytelników.
Eliza Drogosz, w swoim "Oceanie Chaosu" dała czytelnikom po pierwsze synopsis poprzednich części, a po drugie - w toku narracji, w retrospekcjach, jej bohaterowie powracają do przeszłości, przywołując kluczowe momenty. Dacie radę.
Co mogłoby być ciekawe, to przeczytać pierwszą i ostatnią część... jako swego rodzaju doświadczenie językowe. Dlaczegóż to? Otóż "Władca Piasków" powstał, kiedy Autorka miała 14 lat! Dodam tylko, że teraz Eliza Drogosz jest po dwudziestce, studiuje i dalej tworzy.
Zacznę od informacji: to nie jest zła książka. Typowa przygodówka z ratowaniem świata, czyli z tego gatunku, przy którym tak dobrze się odpoczywa! Czytałam ją cztery wieczory, nie marudząc w czasie lektury przesadnie, ale i nie robiąc notatek, co nie jest dobrą rzeczą, bo oznacza tyle, że niewiele mi w oczy wpadło. Najgorsze jest to, że nie wynotowałam sobie żadnego, wartego zapamiętania cytatu! Nic! W solidnej książce nie znalazłam zdania, które chciałabym przeczytać później, na spokojnie :(
Plusy "Ocean Chaosu" Elizy Drogosz1. Rozmach akcji!
Dzieje się tu mnóstwo. Ludzie ożywają, umierają, bogowie tracą siły, odzyskują je, plątamy się po całej Ziemi i po zaświatach, jak jakieś jet set society. Są miłości, nienawiści, walki, rewolucje, zdrady - wszystko jest. Jak mówię - Eliza Drogosz wie, co to rozmach akcji.
2. Inteligentne wykorzystanie wątków i odniesień do starożytnego Egiptu
Eliza Drogosz niewątpliwie swoją lekcję egiptologii odrobiła. Jej wiedza jest szeroka i nieźle stosowana w narracji. Nie miewamy do czynienia w "Oceanie chaosu" z irytującymi diatrybami bohaterów, tłumaczących nam co i jak, informacje po prostu pojawiają się - dość naturalnie, dodam.
3. Ciekawe założenie narracyjne
Muszę przyznać, że doceniam pomysł odrodzenia się bogów starożytnego Egiptu w ciałach wyjątkowo zdolnych nastolatków z całego świata. Ciekawe jest nałożenie psychiki istoty nieskończenie starej na postrzeganie i sposób percepcji istoty młodej, w najbardziej burzliwym okresie jej rozwoju. Już w samym tym jest napięcie. Co jest ważniejsze, która z części osobowości? Czy współdziałają, czy są wobec siebie wrogie? Jak nakładają się doświadczenia i potrzeby (wojna, seks) na matrycę młodych ciał i umysłowości?
Dużo da się z tego wycisnąć i przyznam, że sporo udało się zrobić.
Dobrze, to teraz minusy A. Nudziłam się nieco. Owszem, jestem osobą w wieku dojrzałym i czytanie książek YA nie powinno być moją ulubioną rozrywką, ale nie przesadzajmy, niejedną taką książkę czytałam i niektóre bardzo mnie wciągnęły. Tu coś pękło w wykonaniu. Moim zdaniem wszystkiego było za dużo i opisano to po łebkach, jakby Autorka chciała domknąć wszystkie wątki i jednocześnie nie pozwolić czytelnikom zapomnieć, że jej bohaterowie cierpią katusze emocjonalne. Czytelnik (ja) po prostu się nużył.
Emocje w książce hulają, akcja goni od Arktyki do Antarktyki, bohaterów jest mnóstwo, a że narrator mówi o nich używając ich ludzkich imion, przezwisk lub też określa ich imionami bogów, którzy zamieszkują ich ciała, to trzeba się czasem zatrzymać i zastanowić kto mówi/robi i po co. Czysty ogrom tego sprawia wrażenie niebywałego przeładowania.
B. Bohaterowie...
Muszę przyznać, że najbardziej męczyli mnie bohaterowie. Owszem, pierwszoplanowi to Sonia i Briant, ale w zasadzie można powiedzieć, że inni zajmują tyle miejsca i tak pchają się na pierwszy plan, że człowiek przestaje śledzić perypetię tej pary. Ba! Śledzić... czytelnik (ja) przestaje się nimi przejmować.
Taka na przykład Sonia. Niezwykle irytująca!
Tak. Byłam taka sama w jej wieku. Zdaję sobie sprawę, jacy są ludzie w tym wieku. Ale i tak nie jestem w stanie towarzyszyć jej w jej emocjach, stracie, współczuć jej dramatowi, bo ona sama mnie drażni. Pod płaszczykiem poświęcenia i miłości kryje egoizm, który sprawia, że jest ślepa i nie widzi tego, co jest ważne. Podejmuje katastrofalne decyzje i to raz po raz!
Set jest jedną z lepiej napisanych postaci - to muszę uczciwie nadmienić. Jego zachowanie rozumiem. Jego motywacje też. Ale są wyłożone czarno na białym i łopatologicznie - i to kilka razy. Żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli, co nim i resztą bohaterów powoduje!
Co jeszcze. Hmm. Niby narracja prowadzona jest z perspektywy różnych bohaterów, ale jakoś nie powiem, żebym się zanurzała w psychikę bohaterów. To typy, nie ludzie.
Biegają, fruwają, łażą między portalami i robią zamieszanie. Naprawdę myślałam, że w końcu bogowie jakoś... zepną się w sobie i zaczną myśleć i planować, a nie zachowywać się jak stado drobiu.
C. Dramy, nie dramaturgia
Wszystko dlatego, czytelniku, czytelniczko, że bohaterowie "Oceanu Chaosu" Elizy Drogosz nie uczą się na własnych błędach!
Kilka "dramatycznych" zwrotów akcji zdarzyło się tylko dlatego, że kolejny raz, i kolejny, i kolejny bohaterowie (bogowie!!!!) zlekceważyli ostrożność i wpadli w pułapkę. W podobną jak wpadli poprzednio. Ok, nastolatkowie mogą mieć mniejsze doświadczenie życiowe, ale nie bogowie. Ci powinni być mądrzejsi. Nie są!
D. Dylematu nie ma
Bo nie wierzę w postawiony w "Oceanie Chaosu" Elizy Drogosz dylemat: ratować miłość/brata i jego człowieczą duszę czy świat i jego miliardy mieszkańców. Nie wierzę w to. Wybór jest napisany tak, że wszyscy się miotają, a ja mam wrażenie, że to właśnie jest ten prawdziwy ocean chaosu. Drogosz nie potrafiła napisać tego tak, żebym odczuła wagę wyboru przed którym staje każdy i każda z nich. Autorka co chwila dorzuca jakiś argument, daje nam wgląd w życie wewnętrzne nastolatka bądź boga, który w nim jest, ale to nie buduje napięcia, tylko dokłada kolejny klocek.
E. Emocje
Opisy emocjonalnych stanów bohaterów zgrzytały mi w zębach. Ot, Ra był blady, potem zielonkawy, potem zielony. Podobnie reszta bohaterów. Ich emocje widać, wystarczy przyjrzeć się temu, jaki kolor przybrała ich skóra. Szary? Zmęczenie. Zielony? Przerażenie. Czerwony? Gniew. Biały? Zaledwie strach.
Nie, nie radzi sobie z tym Autorka za dobrze, co irytuje, ponieważ bohaterowie są dość labilni emocjonalnie.
Czy warto?
Po zastanowieniu powiem tak - mimo wszystko warto jeśli lubicie przygodówki fantasy. Tak. Warto
www.veryurbanfantasy.pl