Muszę się przyznać, że Hrabala kocham miłością ślepą i ten tom wspomnień z nymburskiego dzieciństwa, znakomicie czytany przez Mirosława Konarowskiego wysłuchałem z dziką rozkoszą. Protagoniści są znani z innych książek Hrabala: mamy tatusia, cholerycznego kierownika browaru; mamy stryjaszka Pepi – niezłego wariatuńcia; jest i mamusia, mająca ambicje artystyczne: grywa w teatrze amatorskim; wreszcie sam narrator, dosyć niesforny chłopak mający czasami dziwne pomysły.
Ma Hrabal niebywałą zdolność nadawania prozie życie cech poezji, fantazji, czegoś zwiewnego, tym bardziej jest to widoczne w tym tomie, gdzie świat oglądany jest oczami dziecka, mieszającego rzeczywistość z fantazją. Jakoś mi w tym przypomina opowieści Izaaka Babla z Odessy czy obrazy Chagalla.
To właściwie taki zbiór śmieszno-strasznych historyjek, a zaczyna się od tego jak mały Bohumil chciał, żeby mu wytatuowano na torsie żaglówkę. I pan Lojzio w gospodzie rzeczywiście wykonuje tatuaż, ale czy to żaglówka? Dowiedzcie się sami...
A potem już leci, piękne, śmieszno-straszne są historie o ukochanych kotach rodziny Hrabala, Celestynie i Milutce, które robiły co kwartał straszną rzecz pod łóżkiem. O motocyklu Orion zakupionym przez tatusia, który to motor był wrażliwy na zmiany pogody, więc co tydzień tatuś rozkładał i składał silnik, usiłując się dowiedzieć co jest przyczyną owej wrażliwości; i o tym, że zawsze do tej roboty szukał sobie pomocnika na mieście, a kto już raz tatusiowi pomógł, następnym razem uciekał gdzie pieprz rośnie. O stryju Pepinie, który był zwykłym robotnikiem w browarze kierowanym przez tatusia. Ale stryjaszek, który od czasu do czasu wpadał w amok zabawy, był człowiekiem wolnym, w przeciwieństwie do tatusia.
Mam w tej książce ulubione historie: jak to tatuś rozbierał silnik samochodu Skoda, bo ten samochód tak dobrze jeździł, iż tatuś chciał sprawdzić dlaczego; to cała epopeja ze stryjaszkiem Pepi i miską olejową w rolach głównych. Albo historyjka jak tatuś oduczał piękną panią rzeźnikową pijaństwa za pomocą grzebieni fulguracyjnych.
Mimo tego, że książka powtarza motywy z innych opowieści Hrabala, np. z 'Miasteczka, w którym czas się zatrzymał' jej poezja i humor zawsze mnie rozśmieszają i wzruszają. Myślę też, że sam Hrabal pisał to ze wzruszeniem, no cóż, kto nie uroni łezki wracając do beztroskich czasów pacholęcych...
Osobną sprawą jest zjawiskowy styl, to wielka zasługa tłumacza, Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego.