„Polki na Montparnassie” Sylwii Zientek to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku, w którym ciągnie mnie bardzo w stronę utworów biograficznych i feministycznych, albo szerzej – wolnościowych i równościowych. Rozbudziła we mnie chęć otwarcia się na inne rodzaje sztuki, niż tylko literatura, rozsmakowania w malarstwie.
Książka jest o polskich malarkach, które pod koniec XIX i w pierwszej połowie XX wieku odważyły się sięgnąć po samodzielność, rozpocząć naukę technik malarskich w Paryżu i odnaleźć własne ścieżki artystyczne. Poznajemy koleje ich losu, sukcesy i porażki, życiowe decyzje, najlepsze dzieła, a także emocje, jakie towarzyszyły im na przestrzeni życia. Aby stworzyć wiarogodny i wszechstronny obraz ich życia autorka przekopała się przez hałdy wspomnień, listów, pamiętników i dzienników pozostawionych przez artystki i ich bliskich. Ważnym elementem tego opracowania jest samo miasto – Paryż, jako miejsce, które otwarte było dla kobiet chcących rozwijać swoje artystyczne talenty, miasto dające im wolność, swobodę tworzenia. Dzielnica Montparnasse, która początkowo nie należała do prestiżowych, z czasem stała się miejscem, gdzie chętnie osiedlali się twórcy, a przede wszystkim twórczynie z Polski. Paryż stał się miastem, do którego ciągnęli artyści z całego świata, reprezentujący wszelkie dziedziny sztuki. Stał się polem, na którym, oprócz artyzmu, kwitły skandale, zakazane miłości, oszustwa i zdrady.
Życie Anny Bilińskiej, Anieli Pająkówny, Olgi Boznańskiej, Alicji Halickiej, Meli Muter, Ireny Reno, a także innych opisywanych w książce malarek pokazuje, z jakimi przeciwnościami spotykały się w tamtych czasach kobiety, które chciały samodzielnej kariery. Zwykle wiązało się to z rezygnacją z małżeństwa i macierzyństwa, które z reguły przekreślały szanse na rozwój własnego talentu. Zaszufladkowanie twórczości jako kobiecej błyskawicznie sprawiało, że artystka nie była traktowana poważnie, należało dorównać mężczyznom, by liczyć się w artystycznym świecie. W Polsce kobiety w ogóle nie miały szans na edukację pozwalającą na odpowiedni rozwój, dopiero Paryż oferował prywatne szkoły, w których mogły wzbogacać swój potencjał. Jednocześnie dostępny był tylko dla zamożnych. Wybuch I wojny światowej wiele zmienił w postrzeganiu kobiet, które, z braku mężczyzn, musiały radzić sobie same i całkiem dobrze im się to udawało. Powrót mężów z frontu odczuwały jako koniec swobody.
Jest to też książka o zapomnieniu. Prace wielu opisywanych pań wisiały na wielu wystawach obok dzieł mistrzów, których cały czas podziwiamy. Były chwalone i docenianie przez ówczesnych krytyków, cieszyły się wielkim zainteresowaniem. A jednak dzisiaj w powszechnej świadomości nie istnieją nazwiska Bilińskiej, Boznańskiej, czy Muter. Być może Tamara Łempicka gdzieś komuś obiła się o uszy, nikt poza tym. To smutne, dlatego książka Sylwii Zientek, przywracająca tę pamięć, tak bardzo zasługuje na sukces.
A poza tym jest napisana wspaniale. Czyta się ją jak najlepszy reportaż, jak powieść. Omawianie postacie ożywają na kartkach książki, składają się nie tylko ze swoich czynów, dzieł i słów, ale i emocji. Sylwia Zientek plastycznie opisała ówczesny Paryż, nastroje społeczne i obyczajowość, przez co cała otoczka życiorysów malarek jest równie ciekawa, jak ich losy. Autorka analizuje wpływ warunków i otoczenia na twórczość artystek, omawia ich sposób malowania, opisuje wrażenia, jakich doświadcza patrząc na ich największe dzieła. Opisuje kilka życiorysów równolegle, zachowując chronologię, dzięki czemu łatwo przypuszczać, że osoby te musiały się znać, a przynajmniej widywać na uliczkach Montparnasse.
Książka została starannie wydana i wzbogacona o zdjęcia oraz ilustracje ukazujące najważniejsze dzieła artystek. Wierzcie mi, nie trzeba się interesować sztuką, żeby czerpać z niej przyjemność.