Sylwia Zientek "Polki na Montparnassie",
Nie jestem nałogowym zbieraczem książek, ale z przyjemnym uzależnieniem je czytam. I jeśli już podczas lektury zapala mi się lampka sygnalizująca "tę książkę po przeczytaniu warto pozostawić na półce", znaczy to według moich kryteriów, że trafiła w moje ręce fantastyczna, wartościowa i warta pozostawienia w pamięci pozycja. Ogłaszam zatem, że "Polki na Montparnassie" trafiają na moją półkę książek, które nie tylko należy czytać, ale też warto mieć, bo zaglądać do nich można, podczytując sobie wybrane fragmenty, także po zakończonej lekturze.
Chociaż skończyłam ją czytać już jakiś czas temu, w dodatku to całkiem spora cegiełka, historie kobiet polskich artystek przełomu XIX i XX wieku, którym przyszło zamieszkać i rozwijać swój talent w Paryżu, są ze mną w dalszym ciągu. Do tej pory znałam jedynie Olgę Boznańską, której biografię napisaną przez Angelikę Kuźniak miałam przyjemność czytać. Słyszałam również, chociaż nigdy nie zagłębiłam się w życiorys, o Tamarze Łempickiej. Anna Bilińska-Bohdanowicz, Maria Dulębianka, Alicja Halicka, Mela Muter, Aniela Pająkówna, Irena Reno, Zofia Stankiewiczówna. Żałuję, że to nie dla ich lata temu pierwsze swoje kroki podczas pobytu w Paryżu kierowałam do Muzeum D'Orsay. Twórczości wielu z nich tam nie ma. Co więcej twórczość wielu z nich, być może wisi nadal nieodkryta, gdzieś na ścianach francuskich domów. Tym większy szacunek należy się autorce, która wykonała tytaniczną pracę, żeby przypomnieć światu kilka naprawdę fascynujących postaci.
Silne kobiety, nie tylko Polki, niejednokrotnie wyprzedzające swoją epokę, emigrowały za granicę, głównie do Paryża, bo tam łatwiej rozwinąć skrzydła, poszukiwać inspiracji, edukować się, doskonalić warsztat artystyczny, w końcu znaleźć nabywcę obrazów czy zorganizować wystawę. Paryż otwierał przed nimi drzwi, dawał nieograniczone możliwości, mogły kierować swoim życiem tak jak chciały. A i tak, niejednokrotnie musiały pozostawać w cieniu mężczyzn, określane w dokumentach jako "bez zawodu".
Sylwia Zietek nie tylko z niesamowitą pasją pisze o polskich kobietach-artystkach, równie pięknie maluje klimat ówczesnego Paryża, na tle kolejnych przemian politycznych, gospodarczych czy społecznych. W międzyczasie zmienią się epoki, przez Francję przejdą dwie wyniszczające ludzkość wojny światowe, jeden kryzys gospodarczy i powoli zarysowujące się zmiany w traktowaniu kobiety jako równorzędnego partnera w życiu, pracy i biznesie. Wszystko tu jest wywarzone, idealnie współgra ze sobą, a każda kolejna bohaterka niesie za sobą powiew świeżości, charyzmę, talent a przede wszystkim to, że pragnie być traktowana na równi z mężczyznami - malarzami, rzeźbiarzami, rysownikami.
Autorka po przekopaniu dziesiątek archiwów, setek dokumentów, także tych znajdujduących się w zbiorach prywatnych, na przykładzie wybranych postaci stworzyła pasjonującą i klimatyczną opowieść o kobietach, które chciały realizować swoje marzenia. W tamtych czasach w Paryżu pragnęło zaistnieć i zaistniało prawie dwieście kobiet Polek, jedna czwarta polskiej artystycznej kolonii.
Od "Polek na Montparnassie" nie sposób się oderwać! Wciągają bez reszty. Myślę, że każdy komu bliska jest sztuka, Paryż lub choćby tylko pięknie płynąca opowieść, będzie pod wrażeniem tej książki. Jeśli marzycie o lekturze pełnej pasji, to książka dla Was. Wypełniona w dodatku licznymi reprodukcjami, chociaż ja najchętniej już teraz ruszyłabym do Paryża, Francji śladem Meli Muter, Ireny Reno czy Olgi Boznańskiej.