Zacznę od mego ulubionego wiersza z lat młodzieńczych, być może nastoletnich. Daje pewien, acz jednoznaczny obraz. Przemyślany, zapisany w czterech linijkach.
POLE
Mysz wykrwawiona
Na śmierć, z głową
W ziemniaku.
Moja wieś.
Cztery linijki. Tyle wystarczyło Jadwidze Malinie, aby skonstruować krajobraz rodzinnej wsi. A właściwie ledwie mgnienie, błysk sioła. To co zapamiętała? To co chce zapamiętać? To co powinna upamiętnić? Moim zdaniem na te trzy pytania jest jedna odpowiedz. Jedność. Trzy razy tak. Poeta widzi wszystko; nawet to co nie-poeci nie zauważają. Lecz zapisuje z tego wszystkiego tylko to, co uważa za stosowne zatrzymać na papierze. Dla innych poetów, i tych co mniej widzą. I dla siebie, owszem też.
Bardzo często Jadwiga Malina powraca do swej wsi, korzeni. Jak w wierszu „Dziadek Władysław”. Ta martwa natura namalowana tutaj nie pędzlem, a krótkimi frazami, jest i piękny, i niepokojący, zatrzymany w kropli łzy. Dlaczego mówię że wiersz jest jakby martwą naturą? Toż to mamy dziadka Władysława w tekście. Ale wczytując się w strofy wiersza możemy zobaczyć że on nie żyje. Że ukazuje się Jadzi jako wspomnienie. Albo duch. Dlatego też ośmielam się nazwać ten wiersz martwą naturą.
Śmierć lub jest obecna we wszystkich tomikach Jadwigi Maliny. W sposób dosłowny ( jeśli w poezji to możliwe) lub zawoalowany. W „Zagładzie” pojęcie „śmierć” Autorka zastąpiła w półżartobliwym frazesem „W spisie powszechnym uczyniły zamieć” – przy czym ową zamieć dokonały drapieżniki, które nie zauważyły ciałek wątłych, które z kolei przed śmiercią – będąc żywymi istotami, uległy pokuszeniu i nie tylko zmokły na deszczu. Inaczej: zmokły na śmierć. Jestem na sto procent przekonany, że Jadwiga Malina nie osadziła w tym wierszu ludzi. A jednak mówi o „nich” jakby byli ludźmi. Ten niby groteskowy wiersz ma przecież drugie dno. Jadwiga Malina oddaje hołd przyrodzie, kręgowi życia. Jako mieszkanka wsi zapewne niejednokrotnie widziała taką zamieć w spisie powszechnym, na łące, wśród zbóż. Mnie to się bardzo podoba. To, że Malina nie zapomniała o swych korzeniach. Świadczyć może o tym ten fragment poezji:
A jednak, Ziemio, nie bałam się ciebie.
Robiłam mocne trumny dla przyjaciół kreta.
Których ciała trącałaś radośnie i chętnie” ( „Ziemia”)
Bo wieś obecna jest przez cały czas w twórczości Jadwigi Maliny. Widać to na przykład w tytule wiersza z lat późniejszych. Miednica to dla dziecka miasta – to ja, struktura pośrednicząca pomiędzy kręgosłupem a kończynami dolnymi. A dla Jadwigi Maliny naczynie, które można również nazwać miską.
Tuż obok wiersza o miednicy znalazłem wersy zatytułowane „Strój wyjściowy”. Autorka wspomina w tym wierszu dziadka, prawdopodobnie tegoż samego Władysława. Lecz chciałem zwrócić uwagę na coś innego. Apostrofa zaczynająca wiersz brzmi: „Bądź pozdrowiona szara marynarko/Mojego dziadka”. To brzmi jak modlitwa, modlitwa, której genealogia, tak myślę, sięga do zwyczaju zaobserwowanego na wsi. W dzieciństwie bardzo często spędzałem wakacje na wsi. I rzeczywiście: gdy ktoś wchodził za próg mieszkania, mówił: „Bądź pozdrowiona kumo taka a taka” Czyli wieś jest obecna w tym wierszu. Od pierwszej linijki. Kilka słów dalej czytamy o prawym i lewym bucie wyjściowym. W tym momencie miastowy może się zdziwić. A po co podkreślać, że but wyjściowy? Bo moi drodzy rodacy z miasta, tak na co dzień było na boso. Stąd Jadwiga Malina uwypukla sposób noszenia obuwia. Prawdopodobnie zakładano je tylko w niedziele i święta. I dopiero przed wejściem do kościoła. A również pasowały do zejścia w dół, w trumnie.
W wierszach Jadwigi Maliny obecna jest wiara. Wynika ona ze świętych obrazów, które – tak zrozumiałem, były wszechobecne, wszechmocne w domu rodzinnym Poetki. Aż dziw, że „Krew, która z nich ciekła, nie kapała/Na łózko”. To fragment z wiersza „Jezus Maria”, gdzie widzimy, oprócz jedności związanej ze statutem świętych, jedność biologiczną. Matka i Syn są w obrazach tuż obok siebie. Dopełnia ten obraz inny wiersz. „Pieta” pokazuje najpierw, zgodnie z tytułem, Marię tulącą martwe ciało Jezusa. Ale w pewnym momencie obraz załamuje się dając pierwszeństwo innemu. Jezus, jako nastoletni chłopiec, przynosi Matce, ząb, najprawdopodobniej wyłamany w czasie zabawy. I mówi słowa, które powinny wstrząsnąć. Proponuje, aby Ojciec, ten ziemski, Józef, zrobił skrzyneczkę. Na zęby. „Wszystkie moje zęby”. Zapowiedz Ukrzyżowania. Wywołana przez Jadwigę Malinę w sposób dyskretny, zawoalowany. Co znamienne temat Ukrzyżowania jest obecny w kilku wierszach. Narodziny zaś Jezusa tylko w jednym. Przedstawione w sposób nader niesympatyczny. Zbawiciel rodzi się w tym wierszu otoczony świniami, gównem i słomą. A żarówka oświetlająca stajnię nie przypomina Gwiazdy Betlejemskiej. I te odwieczne pytania: „A ty chcesz się rodzić?” oraz „Nie żal ci ciepłej izby?” Nie ma odpowiedzi. Jeśli było Ukrzyżowanie, musi być Narodzenie. Miejsce, tło tego Wydarzenia nieważne. Dlatego Malina zostawia otwarte drzwi dla tych dwóch pytań. Gdzieś pod koniec tomiku znalazłem wiersz – modlitwę, która niech stanie się pointą rozważań o wierze, religijności w tomiku „Światło i szelest” Jadwigi Maliny. Poetka zaczyna od małego, nieistotnego grzechu – aż dochodzi do całkiem sporych rozmiarów przewinień. Jak cały świat. Od Narodzin aż po Krzyż – aż tyle grzechów w ludziach siedzi.
******
A teraz zrobię coś unikatowego w mojej działalności recenzenta. Otworzę tomik poezji na jakiejkolwiek stronie i zastanowię się nad losowo wybranym wierszem. Chcę zobaczyć czy tematyka tego wiersza odbiega od tego, co napisane powyżej. Za trzecim razem ( dopiero!) odkryłem wiersz mówiący o czymś innym niż wieś, religia, rodzinne korzenie. Już sam tytuł jest „jakiś z innej planety”. „Przepowiednie królowej Saby”! Taki jakiś inny ten tytuł. Z innej bajki. Znana z Biblii postać przepowiada tym razem co stanie się w obejściu i stajni. Wielka królowa którą przyjął psalmista Salomon, siedzi teraz przy stole, i zwiastuje o wielkich katastrofach, i tych drobnych nieszczęściach, których pełno wokół. W czasie czytania zastanowiłem się czy rzeczywiście, tak jak napisałem kilka zdań temu, ten wiersz odbiega od ulubionej tematyki pani Jadwigi Maliny. Tak, i nie, brzmi odpowiedz. Tytuł wskazuje na uniwersum zagadnienia. A jednak pojawienie się stajni zawęża to uniwersum. Dla Maliny stajnia i jej okolice to cały porządek świata.
Tak naprawdę, aby przeczytać wiersze pozbawione tematyki wsi, powinniśmy zajrzeć pod koniec tomiku „Światło i szelest”. Odnajdziemy tam wiersze ekologiczne. Nazwałem je modnym teraz słowem, ale pozbawionym jakoweś uszczypliwości. Bo rzeczywiście Jadwiga Malina pokazuje świat ginącej przyrody ( którego częścią jest i Człowiek). Jest zakłopotana, nie wie co robić. Dwie elegie ( „Na pożegnanie prakolczatki” i „Na pożegnanie foki”) są na to dobitnym dowodem. Wędrujemy po Arkadii, szukamy mitycznego kosa. A jednocześnie „Jemy bułki z istotną zawartością żelaza”. To zestawienie pokazuje w jakim świecie żyjemy. A tak naprawdę pokazuje nam Autorka, Jadwiga Malina, która w następnym wierszu proponuje spacer z Davidem Attenborough. Te wszystkie wymienione powyżej wiersze są apelem, lekcją ekologii.
Zamknę swe rozważania wierszem antywojennym. Z wiadomych przyczyn.
WOJNA PRZYCHODZI
Na cóż nam były cedry z Libanu.
Bisior z Egiptu.
Czerwone sukno z wysp Eliasza.
Pszenica, wosk, oliwa i balsam. Barany i kozły
Z Arabii. Na cóż nam było rodzić mądre dzieci.
Chłopców, co pisali wiersze.
Skoro pewnego dnia. Nikt nas o nic nie pytał.
Każda wojna jest brzydka, niepotrzebna. Każda wojna zabiera. Każda wojna. Dlatego też Jadwiga Malina przeciwstawia wojnie piękny obraz, jakby prosto z Biblii. Lecz pyta: „po co to wszystko?”, jeśli i tak to wszystko zniknie. Odpowiada między wersami. Skoro nie pytano nas o zdanie, czemu my żyjemy? To tajemnica, to brak wiedzy. Poeta ma prawo do takiej filozoficznej analizy świata. Wojna nie zastanawia się, nie potrafi. Czołgi jadą naprzód. Niestety nie czytają poezji.