Willow - czarownica z rodu McKenzich postanawia opuścić dom rodzinny i wyprowadzić się, nie za daleko od rodziny, ale jednak na swoje. Znajduje przyjemny domek, w którym czuję się naprawdę dobrze, zaczyna się zadamawiać i wieść swoje własne, oderwane od wszędobylskiej i baaaardzo dominujących mamusi, babci i licznych cioć życie. Niestety, plamą na jego urokach kładzie się postać sąsiada, który nie przepada (delikatnie mówiąc) za czarownicami i robi wszystko, żeby zatruć Willow życie. Gdy jednak sąsiad posuwa się o wiele za daleko dziewczyna przy pomocy starożytnego uroku gwarantującego zemstę na wrogach sprowadza na nasz świat istotę, która ma jej pomóc dać nauczkę upier... przepraszam, uprzykrzonemu sąsiadowi.
Wspomniana istota to Ly Erg, fae ze szkockich wierzeń, wojownik o niezrównanej magicznej sile, którego jedynym celem jest zabicie wszystkich wrogów czarownicy, która go wezwała, a zadanie to pojmuje nader dosłownie. I choć co prawda dysponuje porywającą powierzchownością oraz wywołuje w Willow niechciane, ale nieodparte dreszcze oraz szybsze bicie serca, zarówno zachwyt nad wspomnianą powierzchownością jak i drżenia i łopoty serca musi nasza czarownica odłożyć na później, czyli do czasu, gdy uda jej się powstrzymać Ly Erga od zmiecenia z powierzchni ziemi każdego, kto na nią tylko krzywo spojrzy, i ucywilizować go odrobinkę tak, by dało się z nim wyjść do ludzi...
Przyznam, że jestem... bardziej entuzjastyczną zwolenniczką pierwszej części króciutkiego (chwilowo) cyklu "Czarownice z Iverness", tego, którego bohaterką jest kuzynka Willow, Margo (BTW, książki są od siebie niezależne i można je czytać w dowolnej kolejności, ale jednak sugerowałabym tę prawilną, która pozwala i lepiej poznać całą rodzinę czarownic, i zrozumieć animozje między kuzynkami, a i są rzeczy w treści stanowiące wyraźne nawiązania do pierwszej części). Podobał mi się dobrze wymyślony świat, dobrze wymyślona intryga, trochę grozy i o wiele więcej dramatyzmu, niż można by oczekiwać po rozrywkowej książce o wiedźmach.
Wszystko to jest jak najbardziej obecne w drugiej części, jest zgrabna intryga, jest groza, jest dramatyzm, jest oryginalny pomysł na zakończenie, plus jest o wiele więcej humorystycznych scen, zwłaszcza na początku, gdy Ly Erg przemierza nasz świat, kompletnie do tego nie przygotowany, dziki, barbarzyński i olśniewający klatą :). I rzecz jasna wiedziałam od samego początku, jak się te dreszcze Willow i jej chwile zawieszenia, gdyż: "co to ja chciałam, aaa, tooo, no ale te mięśnie...!!!" skończą, ale chyba bardziej odpowiadałyby mi te opisy, gdyby nie prowadziły jak po sznurku do jakże mało zaskakujących i łatwych do przewidzenia rozwiązań fabularnych, tych, wiecie, połączonych z opisywaniem jęków, westchnień, twardych pośladków i tym podobnych, na szczęście mało detalicznie, więc co nieco pozostaje pozostawione wyobraźni czytelnika. Trochę nazbyt to było oczywiste, i trochę autorka nadużywała w opisywaniu zachowań i wyglądu naszego boskiego bohatera słowa "słodki", im bardziej Willow robiła się rozmaślona, tym słodszy stawał się Ly Erg, a ja częściej wywracałam oczami.
Tym niemniej, żeby nie było, moje osobiste fobie, skrzywienia i preferencje w rodzaju "więcej aluzji, mniej dosłowności" to są moje skrzywienia, absolutnie nie ma tych pośladków i łączących się w namiętnym pocałunku ust za dużo, a już na pewno nie ma PRZEDE WSZYSTKIM tego, książka jest dobrze napisana, przyjemna w czytaniu, za oryginalne zakończenia składam autorce szczerze gratulacje, śmiałam się przy niej bardziej niż przy wielu pozycjach opisywanych jako stricte komediowe i na pewno przeczytam kolejną część.
Najwyżej trochę bardziej poprzewracam oczami, jak na starszą, pruderyjną panią przystało :).