Niezmącona postępem natura urzeka swoim pięknem. Czaruje oczy wędrowców miejscem, które roślinności daje życie, a zwierzętom schronienie. Powietrze jest czyste, a cisza wypełniona dźwiękami, co możliwe jest tylko tam, gdzie człowiek bywa jedynie w roli gościa.
Właśnie takim miejscem są góry Cairngorm w Szkocji w czasach, gdy Nan Shepherd miała szansę je przemierzać. Kobieta obdarzyła je miłością, której upust dała w książce „Żyjąca Góra" i jest to miłość, która czaruje czytelnika.
Trudno mi przyporządkować tytuł ten do jakiegokolwiek gatunku. Napisany został prozą, ale nie jest powieścią. Autorka momentami opisuje góry z dokładnością przewodnika, ale z nagromadzeniem uczuć niczym w pamiętniku. Nie jest to dziennik z przebytych przez nią podróży i nie jest to jedynie monolog pełen zachwytu. Dużo tutaj pięknych słów, zachwycających opisów i głębi, a jednocześnie nie jest to coś, z czym kiedykolwiek przyjemność miałam się spotkać. W zetknięciu z pięknem przyrody, głębiną jeziora doskonale widoczną dzięki przezroczystej wodzie, autorka pisze: „Mój Duch był równie nagi jak ciało. Czułam się bezbronna jak rzadko". Krok dzielił ją od niebezpieczeństwa, ale to nie lęk napełnił jej serce. I właśnie w tak zgrabny sposób Nan ubiera swoje uczucia, a towarzyszą im opisy jej szczegółowych obserwacji każdego drobnego elementu przyrody. Sporo tutaj zrozumienia nie tylko dla flory i fauny, ale również żywiołów oraz surowców. Autorka wychwytuje subtelne połączenia i okazuje im wiele szacunku. W jej świecie bowiem natura jest pięknem, które powinno zostać w formie, w jakiej zachwyca nas od wieków. Nawet jeśli wielu turystów będzie musiało zrezygnować z jej podziwiania ze względu na trudne warunki - „Interes większości nie ma w tym przypadku decydującego znaczenia. Czasami konieczna jest pewna ekskluzywność, niewynikająca ze stanowiska czy pieniędzy, ale z ludzkiej potrzeby samotności".
Pierwszy raz spotkałam się z tak wielką miłością do gór. Z miłością połączoną z tak dużą wrażliwością. Pełno tutaj ducha autorki, ale jednocześnie nie wychodzi ona na pierwszy plan. Skupia się na dokładnych i zgrabnych opisach wspomnień oraz elementów rzeczywistości, która ją otacza. Jest pięknie i inspirująco. Sprawia, że czytelnik ma ochotę opuścić ciepły dom i na własnej skórze doświadczyć podmuchu wiatru oraz dotyku trawy. Nawet jeśli ta w okolicy nijak ma się do tej z odległych krain w ubiegłym wieku.
Warto jeszcze dodać, że dla autorki Cairngorm to nie góry a Góra. Wstęp Roberta Macfarlane'a natomiast lepiej poznać dopiero po zapoznaniu się z całą treścią.
przekł. Jarosław Skowroński
Psst, powieść została napisana pod koniec drugiej wojny światowej.