Recenzja patronacka
Drogie Moliki książkowe,
czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak może wyglądać koniec świata takiego, jakim go znamy? Czy nasze pokolenia mogą przeżyć
biblijną apokalipse? Co raz częściej się mówi, że natura zaczyna nas traktować, tak jak my traktujemy ją. Więc dlaczego miałaby się nie zbuntować?
Siedem dni ciemności, koniec świata, koniec zła. A później nastaje nowy świat.
Wiara Wabel przeżyła upadek cywilizacji i odnalazła w tym swoją szansę. Jako pracownica Instytutu Ochrony Środowiska Naturalnego wraz ze współpracownikami udała się zbadać miejsce zwane Nowym Edenen. Miejsce opisywane jako rajską krainę pełną niesamowitych stworzeń, roślin i amonali. Podczas wyprawy Wer poznaje Fausta
Obałela - niedoszłego księdza, którzy jest jak najbardziej odpowiednią osobą, która może wprowadzić ją do nieznanego świata.
Nowy Eden, nowa rzeczywistość, nowa religia i przede wszystkim nowy mężczyzna.
Czy to wszystko jest wstanie pomóc pokonać traumy Wiary? Dokąd jest wstanie zaprowadzić ją powrót Raju utraconego?
Bardzo lubię romanse. Chłonę je niczym wodę. Począwszy od lekkich wątków w
literaturze obyczajowej, poprzez dark erotic aż do romansów osadzonych w świecie fanasy. Nawet w thillerach, które czytam są miłosne wątki... Nadszedł czas na książkę określoną przez autorkę jako romans SF.
Zacznijmy najpierw od całkowicie nowego świata. Koncepcja duchowości, mistycyzmu i życia zgodnie z naturą sprawiała, że niekiedy czułam się niczym wrzucona do
świata Avatara, lecz zamiast niebieskich istot byłam otoczona ludźmi pobożnymi. I tu pojawiał się pewnego rodzaju problem. Ja osobiście nie jestem wierząca i
słowa mieszkańców okolic Nowego Edenu czasem odbierałam jako bajdurzenie sekty. Ich słów nie dowierzała do końca nawet nasza główna bohaterka - Wiara, przez co już
do końca książki byłam negatywnie nastawiona do tej społeczności, a co za tym idzie niezbyt pozytywnie (a stanowczo sceptycznie) patrzyłam na resztę historii. Myślę, że jak na romans, wierzenia zbyt ostro wychodzą na pierwszy plan.
Romans, czyli kluczowa rzecz w tej historii. Tu muszę skupić się na dwóch
aspektach - jako, że znam poprzednie książki autorki, ciężko jest mi nie porównywać. Przy "Naturze Derwana" czy" Impresjach Wiktorii", czyli pozycjach ocenionych przeze mnie na prawie najwyższe oceny "Nowy Eden" wypada nieznacznie słabiej. W dwóch pierwszych romans rozwija się stopniowo, lepiej było mi się wczuć w emocje bohaterów. Tu mam wrażenie, że historia pędzi. Nie jest to nic złego, ale jednak przyzwyczaiłam się do czegoś innego i po prostu nie spodziewałam się takiej zmiany.
Natomiast, jeżeli ktoś nie zna twórczości Eweliny C. Lisowskiej, a czyta romanse
myślę, że zakocha się w tej historii i pochłonie ją na raz. Opowieść o
duszach, które spotkały się, by razem spędzić wieczność mimo trudności? Czy może być coś piękniejszego?
Czytając tę opowieść z innego świata, wzdychałam i rozmarzona zastanawiałam się, jak potoczą się losy bohaterów. Jednak jednocześnie nie potrafię stwierdzić, czy jest to książka którą zapamiętam na długo.