Wieść o nowej Chyłce rozbawiła mnie niemożebnie, wiedziałem już, że będę miał używanie-wyżywanie na najnowszej książce Pana Mroza, za to że mi popsuł Chyłkę, którą tak uwielbiałem. Przez pierwsze 4 tomy miłością wielką to the moon and back, przez następne 3 już zgrzytało z coraz większym spadkiem jakości tej serii, by w końcu upaść na dno przy tomie 8 i przyklepać śmierć w tomie 9, co zresztą odbiło się w moich ocenach tych książek.
Jak bardzo się zdziwiłem podczas lektury, i to zdziwiłem się nie raz, ponieważ Pan Mróz (lub ktokolwiek z ghost writerów) napisał książkę nie tylko niezłą, ale nawet i prawie dobrą! Smutek wstąpił we mnie, łzę uronić nad moim katowskim mieczem muszę, bo przy tej części naprawdę niewiele jest strzałów, które mogę z dziką satysfakcją oddać w stronę autorskiej pracy Remigiusza. Jakkolwiek mając świadomość przemysłowej literackości pisarza, książek powstających niemalże bez pisania na prasie drukarskiej lub nawet (!) tworzonych przez sztuczną inteligencję, jakiegoś robota klejącego fabułę, lub innych mniej lub bardziej spiskowych teorii – „Wyrok” wyszedł całkiem dobrze. Tak dobrze, że połknąłem podczas jednego posiedzenia. Otworzyłem powieść „na chwilę”
i zamknąłem wczoraj o 1 w nocy na ostatniej stronie.
Mili Państwo. Stara dobra Chyłka wróciła.
Nad fabułą nie ma sensu się roztrząsać zbytnio, powiem szczerze, że i w tym tomie RM odgrzewa kotlety zarówno z poprzednich części cyklu, jak
i z innych swoich książek, dobierając je niczym klocki do tworzonej właśnie fabuły. Mamy tutaj powrót psychopatycznego wręcz Langera, którego niczym mitycznego herosa nie sposób pokonać, mamy kancelarię i jej pracowników – choć tutaj nieco w tle z dość epizodycznym pojawieniem się „Starych” i w końcu nieodzownego Kormaka, który niezłomnie pomaga, wspiera i stanowi bardzo dobry background dla naszych bohaterów niczym Alfred trwający przy Batmanie. Co niestety jest na minus, to znów bronimy niewinnego człowieka, który świetnie gra i oszukuje takie tuzy palestry jak Zordon i Chyłka. Remek chyba za dużo się naoglądał filmu „Lęk pierwotny” i szczerze mówiąc zastanawia mnie czy i tutaj nie było inspiracji :) Pod tym względem schemat z poprzednich części się powtarza. Dość powiedzieć, że znowuż (choć być może niechcący) pojawia się motyw z Frosta, choć luźno, ale jednak – wklejamy Białoruś. Niektóre zabiegi fabularne, choć ułożone dużo sprawniej niż w poprzednich tomach, nadal są właściwe pisarzowi, „mrozowe” zwroty akcji, choć czasem nieprawdopodobne, chwilami zakrawające na niemożliwy absurd czyta się zaskakująco dobrze. No cóż, akcja sklejona tak, że nawet jakbym chciał - przyczepić się nie mogę. Ale! Książka bardziej pachnie mi literaturą sensacyjną niż kryminałem i szczerze mówiąc mam problem z zakwalifikowaniem tej powieści jednoznacznie bądź do kryminału bądź do sensacji.
Ale to nie tyle fabuła co postacie i ich zbudowanie zafascynowały mnie w tej części najbardziej. Zordon nie jest już bezwolną niemową występującą jako tło do niestabilnej psychicznie i rozedrganej emocjonalnie Chyłki. Jest facetem, który mimo delikatności i wrażliwości podejmuje decyzje, działania, żyje i nie boi się postawić na swoim. Choć, co jednocześnie godne podziwu jak i zganienia, niczym Bohun z piosenki Edzi Górniak do filmu Ogniem i Mieczem „On by dla niej świat podpalił” – co też konsekwentnie czyni dając Mrozowi pole do jeszcze większego zakręcenia kołem fabularnej fortuny. Kordian wychodzi na prowadzenie jeśli chodzi o praktykę prawniczą i właściwie przejmuje scenę od Joanny. Chyłka, puszczająca nieco więcej światła przez mur swojej „zajebistości”, pęka i wpuszcza Zordona do swojego świata. Bardzo mi się spodobało jak został pokazany ich wątek miłosny, który szczerze powiedziawszy stanowi (i bardzo dobrze!) oś, wręcz kręgosłup powieści (czyżby zasługa Katarzyny Remigiuszu? :) Chyłka, jak pisałem wyżej – wraca, i mimo choroby (nie spojlerujemy!) strzela celnie żartem i inteligentną ripostą niczym ta z pierwszych tomów serii. Ma charakterek, ale jest sobą, ma osobowość, ma uczucia, misję do wykonania i… Zordona do kochania. Pisarz zarzucił pomysł wklejania całego naręcza cytatów z filmow/seriali/książek/wierszy/youtuba w każde zdanie każdego bohatera w każdym dialogu. Te ostatnie wydają się być dużo lepiej skonstruowane, brzmią naturalniej niż te parodie rozmów z poprzednich dwóch tomów. Zakończenie powieści nie podobało mi się, zostało sklejone na siłę i trochę „po mrozowemu”. No ale to nie jest pierwsze moje spostrzeżenie tego rodzaju przy tym autorze.
I choć uważam, że już najwyższy czas zakończyć serię – podoba mi się Chyłka w takiej postaci, w jakiej została podana w „Wyroku”. Nadal jest to mrozowe, czysto rozrywkowe, przemysłowo-taśmowe pisanie, ale cyt. „Chyłcia,Chyłeczka” wróciła w naprawdę fajny sposób. Dla fanów serii (wyłącznie!) to nawet nienajgorsze zadośćuczynienie za ostatnie 3 tomy.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.
19.09.2019 r.