„Norwegian Wood” to historia Toru Watanabe. Młody chłopak zakochuje się w dziewczynie przyjaciela, który w wieku siedemnastu lat popełnił samobójstwo. Sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ Naoko jest słaba psychicznie, nie radzi sobie ze swoimi wewnętrznymi demonami i wkrótce z tego powodu trafia do sanatorium. Toru czeka cierpliwie na dziewczynę, odwiedza ją i pisze do niej listy, aż spotyka Midori, która jest jej zupełnym przeciwieństwem. Przed chłopakiem stają trudne wybory oraz wydarzenia, które zmienią go na zawsze.
Tytuł powieści pochodzi od piosenki Beatlesów, która jest bardzo ważnym elementem historii Toru. Muszę przyznać, że utwory kojarzące się z latami 60., które występują w książce, są jedną z jej najmocniejszych stron. Jest to coś, co pozwala wejść w klimat tamtych czasów, bo chociaż autor niejednokrotnie opisuje ówczesną Japonię, to raczej nakreśla szkic. Szkoda, bo gdyby opisy były pogłębione i bardziej szczegółowe, może lepiej można by wczuć się w tamtejszą kulturę i całą opowieść.
Ogromną wadą jest dla mnie to, że prawie wszystkie wątki zostały zamykane aktem seksualnym albo jego namiastką. Po którejś takiej scenie z kolei zaczęłam dochodzić do wniosku, że autor umieścił w powieści swoje fantazje, które w danym momencie przyszły mu na myśl. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, co miał na celu, ale dla mnie to było co najmniej dziwne. Nawet najbardziej intrygujące części historii były zakańczane w taki sposób, że miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Już nie wspominając, że autor często traktuje kobiety jako narzędzia, mające ulżyć mężczyźnie w napięciu i spełniać jego zachcianki.
Trzeba przyznać, że w książce tej nie ma przeciętnych osobowości. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to zaleta. Wszyscy bohaterowie są wyalienowanymi indywidualistami, a część z nich posiada zaburzenia psychiczne. Nie potrafiłam w żaden sposób zrozumieć ich postępowania, często zupełnie nielogicznego (nie mam tu na myśli bohaterów, którzy mają problemy związane z zaburzeniami).
Muszę przyznać, że było w „Norwegian Wood” coś, co mnie przyciągało. Na tyle, że ją skończyłam, chociaż tego żałuję. Nic nie rozczarowało mnie tak, jak właśnie zakończenie. Chociaż autor przygotowywał na nie powoli od więcej niż połowy powieści, to liczyłam na coś więcej. Nic mnie nie zaskoczyło, nic mnie nie zdziwiło, nic mnie nie zszokowało – po prostu nic mnie nie poruszyło, a jedynie poczułam rozczarowanie. I złość, że przez całą książkę liczyłam na coś więcej, a skończyło się niesmakiem.
Historia jest nieskomplikowana i napisana przystępnym językiem. Autor sprawia, że czytelnik czuje się, jakby brał udział w wydarzeniach. Nawet najbardziej banalna rzecz jest opisana w interesujący sposób. Szkoda tylko, że tych opisów jest tak mało, a sama historia jest dziwna, przedstawiona w odpychający sposób. Wydaje się, że książka miała opowiadać o dojrzewaniu, przeistaczaniu się z chłopca w mężczyznę. Jednak zostało to zepchnięte na drugi plan przez wszechobecną żądzę i motyw samobójstwa.
Okładka jest bardzo ładna i przyciągająca wzrok – utrzymana w odcieniach różu z delikatnymi kwiatami wiśni i dużym, zwracającym uwagę nazwiskiem autora. Zresztą całe wydanie jest naprawdę porządne, dzięki dużym akapitom i odpowiedniej interlinii powieść szybko się czyta.
Niestety „Norwegian Wood” okazało się moim największym rozczarowaniem roku. I o książce, i o autorze słyszałam wiele pochlebnych opinii, dużo się po niej spodziewałam. Raczej już nie sięgnę po powieści Murakamiego. Może nie zrozumiałam przesłania, a może jeszcze nieodpowiednia pora. Książka jednak nie podobała mi się, bo chociaż autor niejednokrotnie mnie intrygował i momentami wzbudzał moje zainteresowanie, to kilka akapitów dalej czułam się jeszcze bardziej zawiedziona. Cały czas liczyłam, że coś się wreszcie wydarzy, że zostanie rozwinięte lub wyjaśnione, a czułam się jak człowiek błądzący we mgle. Jeżeli miałabym wybrać jedno słowo, którym opisałabym tę książkę, to wybrałabym: „irytująca”.