Jeśli miałabym opisać wrażenia dotyczące tylko akcji i osób to fabuła jest wzruszająca. Sam Watanabe to człowiek wzbudzający sympatię swoją szczerością i poszukiwaniem prawdy. Naoko też, ale nie potrafię zrozumieć takiego zjednoczenia z przyjacielem, jak to opisuje mówiąc o Kizuki. Zresztą, to mi nasuwa jakieś konkretne skojarzenie literackie, może 'Wichrowe wzgórza'? Nie pamiętam.
Ale poza tę cukierkową warstwę wyszłam dosyć prędko. Właściwie to nawet się na niej nie skupiłam, bo za stara jestem, żeby się wzruszać nad czyimś wytworem wyobraźni. Może, gdy byłam młodsza, to książka by do mnie trafiła, teraz nie, ani te wszystkie depresje, ani tym bardziej ociekające seksem sceny. Nie kupuję tego.
Czytałam książkę zażenowana. Miałam wrażenie, że oglądam jakiś chory sen Freuda, w którym zawarł wszystkie swoje lęki i podświadomość: i eros i tanatos, i nawet ciągłe falliczne kompleksy, bo co rusz mamy jakieś anatomiczne opisy, nawet kompleks Elektry i Edypa da się z tego wyłuskać.
Moim zdaniem, w refleksji na temat książki Murakamiego, należy wyjść poza tanie emocje. Uważam, że jest to książka o zderzeniu się kultury japońskiej z zachodnioeuropejską. Na poziomie zderzenia, konfliktu kultur egzystuje nasz bohater Watanabe. Zauważcie, że jako jedyna postać w książce odcina się od rodziny, od rodzinnego miasta, nawet na uniwersytecie odcina się od czytania książek japońskich autorów. On czyta wielkie powieści z kultury europejskiej (patrząc szeroko). Słucha europejskich (patrząc szeroko) płyt. I nie jest to tylko sposób spędzania czasu. On, tymi lekturami próbuje zdefiniować siebie. Wyliczę 3 książki i jedną płytę, żeby pokazać o co mi chodzi.
"Wielki Gatsby' (na pierwszym roku studiów), 'Czarodziejska góra' (gdy odwiedza Naoko), 'Światłość w sierpniu' Faulknera (gdy próbuje przetrawić w sobie całą swoją przeszłość i wspomnienia z Kobe). Mamy jeszcze wyraźne odniesienia do Eurypidesa. Jeszcze płyta - 'Kind of Blue' - gdy ma 'doła'. No więc chłopak oczytany. Ale moim zdaniem te wszystkie lektury są próbą zastąpienia czymś kryzysu tożsamości. Jest to kryzys kulturowy, który współgra z wydarzeniami opisanymi w kampusie, w Tokio. W międzyczasie różne wydarzenia z życia przyjaciół dochodzą do niego, on jest ich uczestnikiem. Ciągle bez rodziny, wyalienowany. Ja uważam, że on tylko z pozoru uciekł z kręgu swojej rodzimej kultury, że tak się nie da, a uciekając, uczynił on swoje życie bardziej rozerwanym.
No więc mamy tutaj powracające jak leitmotiwie ważne elementy kultury japońskiej: honorową śmierć, samodoskonalenie i inne widzenie erotyzmu niż w kulturze europejskiej. Przypomina mi się program sprzed jakichś 15 lat albo i więcej, gdy eksperci rozmawiali na temat ślepego naśladowania kultury japońskiej przez nastolatków na bazie modnych wówczas komiksów manga. Przez Polskę przetoczyła się wtedy fala samobójstw. Ci eksperci wyjaśniali wtedy różnice kulturowe i zagrożenia wynikające z niezauważania tych różnic. Tutaj mamy książkę przesiąkniętą obcą kulturą. Ja nie wartościuję tej kultury, ale stwierdzam, że istotowo jest ona obca kulturze judeochrześcijańskiej. I stąd wynikało moje niezaangażowanie w książkę. Czułam się tak, jak wtedy, gdy oglądałam spotkania wyborcze w obcym kraju. Ci, którzy czuli się obywatelami tego kraju przeżywali wszytko, ekscytowali się, ja - patrzyłam na to jak na spektakl.
Moim zdaniem, można wyciągnąć z książki wniosek, że są wartości uniwersalne, takie jak miłość, dążenie do szczęścia, ale są też różne kręgi kulturowe, które trzeba uszanować, ale niekoniecznie ślepo małpować. Jan Paweł II napisał kiedyś mądre zdanie, że żeby odwoływać się do kultur obcych, trzeba najpierw poznać swoją. I o to mi chodzi, żeby być świadomym. Rozumieć swój świat i szanować cudzy. Historia Watanabe jest piękna, ale jest to historia rodem ze świata innych wartości. Są uczucia wspólne, ale dwa światy.
Ja w każdym razie nie planuję czytać innych książek autora.
Czytałam o tym, ze ojciec w USA złożył protest przeciwko lekturze w szkole. Ja bym nie pozwoliła czytać tej książki wrażliwym nastolatkom. I nie chodzi tutaj o seks, tylko o kult samobójstwa. W naszej kulturze nie ma czegoś takiego, jest to obce i u nas uważane za naganne. W książce jest tyle rozpaczy i bezcelowości życia, że nastolatek może się z tym zidentyfikować. Takie widzę zagrożenie.
W skrócie, daję książce 6 gwiazdek, ani więcej, ani mniej. Do mnie nie przemówiła, nie miałam wrażenia że odkrywam Księgę. Powiem więcej, ucieszyłam się, że już jestem po, że przebrnęłam.