„Nogami do przodu”, i na Ukrainie tak się mówi pogardliwie o śmierci człowieka. Tak pomyślałem
zobaczywszy po raz pierwszy okładkę krótkich opowiadań Andrija Bondara. Nie znam Autora, jak i
literatury ukraińskiej, z której wywodzi się Bondar.
Nie, nie zdziwiłem się, że wyrażenie „nogami do przodu” jest znane w Ukrainie. Nasze języki są tak
podobne, co nieraz słyszę na warszawskich ulicach. I pewno nie tylko ja, i pewno nie na warszawskich
ulicach. Mnie co innego zaskoczyło. Otóż tomik zawiera sto pięćdziesiąt pięć opowiadań. Tyle ile stron
liczy tomik. Pomyślałem, że Bondar natrudził się opracowując teksty zbiorku. Zmieścić każde
opowiadanie ( każde!) na jednej stronie kartki, nie roniąc przy tym sensu wypowiedzi! Toż to sztuka! Za
takie potraktowanie tekstu, ma u mnie Andrij Bondar dwie, nawet trzy gwiazdki.
Gdy odkładałem książkę, niewiele pamiętałem z treści tych miniopowiadań. Kilka dni potem, gdy
zaczynam pisać recenzję – czyli dziś, nie mogę sobie przypomnieć choćby dwóch, trzech obrazów. To tak
już jest. Sto pięćdziesiąt pięć historii, kilkanaście dziennie – to jest dla czytelnika ogrom pracy, ogrom
wrażeń. Tu zapewne chodzi zupełnie o coś innego, niż zapamiętanie treści opowieści. Chodzi o
zatrzymanie wrażenia ( pozytywnego lub negatywnego), które będzie nam towarzyszyć po lekturze
„Nogami do przodu”. Albo odrzucisz lekturę, albo będziesz sięgać po nią raz po raz. Ktoś kiedyś
powiedział, że felieton to taki tekst opublikowany w tygodniku ( miesięczniku), który zapamiętujemy do
następnego tygodnia ( miesiąca). Po tygodniu ( miesiącu) zostaje wrażenie. No, tak – ale tu mamy
wydanie zbiorowe że tak powiem. Z pewnością czytanie choćby jednego tekstu dziennie nie pozwoli na
dokończenie lektury „Nogami do przodu” do końca roku. I może zagubić się taki zbiór krótkich form
wśród innych książek. Czytelnik po prostu może zapomnieć, że czytał kiedykolwiek miniopowiadania
Andrija Bondara.
W wydaniu książkowym felietony mają inne prawa niż te same teksty czytane w periodykach.
Rzeczywiście, miałem problem z lekturą „Nogami do przodu”. Tak na co dzień czytam pięćdziesiąt stron
dziennie. Gdybym tak czytał „Nogami do przodu” miałbym mętlik w głowie. Groch z kapustą, po
przeczytaniu pięćdziesięciu różnych od siebie opowieści. Takie czytanie można porównać do
codziennego oglądania tasiemcowego serialu ( nie mało ich na youtubie). Po kilkunastu dniach zaczną się
mylić wątki, bohaterowie. Tym bardziej, że każdy odcinek mówi o zupełnie innej historii niż poprzedni i
następny rozdział.
Jak tu powiedzieć? Każde opowiadanie z osobna robi dobre wrażenie, wszystkie razem – dają chaos
niekontrolowany. Czytanie dzień po dniu „Nogami do przodu” męczy. Nie z powodu stylu. Pióro Andrij
Bondar ma lekkie i widać swobodę wypowiedzi. Za dużo opowieści znalazło się w omawianym tomie. A
szkoda.
Bo naprawdę Bondar ma ciekawe pomysły. Jego obserwacje codziennego życia są niebanalne, widać
otwartość na ludzi i ich sprawy. I tak pomyślałem. Trzeba aż napisać o tych codziennościach aby je
dojrzeć? Za szybko żyjemy, aby dostrzec zwyczajne chwile? Zdarza się że przez całe życie biedzisz się
nad zagadką, zagadką życie swego. A otwierasz książkę i masz. Odpowiedz na kartach opowieści. I
jeszcze nie jest za późno aby zmienić swoje nastawienie do życia.
Warto odnotować że Bondar bardzo często wspomina Polskę i Polaków. W dobrym świetle przedstawia
naszą ojczyznę. To są relacje krótkie, ale owocne. Dające obustronną satysfakcję.