był sobie król, był sobie paź i była też królewna... i był sobie chłopczyk.
pamiętam, jak moja mama śpiewała mi kołysankę o królu z cukru, paziu z piernika i księżniczce z marcepanu. i teraz kotłuje mi się w głowie pytanie - czy Szymusiowi ktoś śpiewał tę, czy inną kołysankę?
mogłabym wiele napisać, rozpisywać się, zastanawiać nad tą historią, próbując odpowiedzieć na pytanie czemu - ale sprowadza się to do nie wiem. nie wiem, czemu ta historia potoczyła się tak, a inaczej, czemu rodzice postąpili tak, a nie inaczej.
pewnie mało jest osób, które nie znają historii chłopca z Cieszyna czy też Szymona z Będzina; nawet ja mam wyryte za powiekami zdjęcia jego nagrobka w Cieszynie. a mimo to, nawet jak się zna tę sprawę, w szczególności, gdy jest to tylko z doniesień medialnych, warto sięgnąć po tę książkę. media w którymś momencie się nudzą sprawą, gdy nie ma nic nowego, o czym można pisać. a ta książka opowiada wręcz o tytanicznej pracy policji, szukaniu metod i sposobu, niepoddających się funkcjonariuszy. zarazem mówi o problemach przeciążonego, dziurawego systemu. potężnego w swych założeniach, ale kulawego przez niedofinansowania, brak ludzi i brak czasu.
to chyba była dla mnie najważniejsza i najtrudniejsza część książki - najbardziej niedopowiedziana medialnie jej część, zapomina się często o tym, że potrzebny był czas, praca i wysiłek, aby poznać prawdę, chociaż zwykle wymaga to też niezwykłej ilości szczęścia. analizy ubrań, wysyłanie zapytań, szukanie osób, które je kupiły, badania medyczne - to, poza grupą siedzącą w temacie kryminalistyki, nie sprzedaje się dobrze, jeśli nie daje zero-jedynkowych wyników i znalezienia imiennego sprawcy, jakby ten pragnął się podpisać na miejscu zdarzenia.
z jednej strony z łatwością ludzie rzucają oskarżenia w internecie, domagają się krwi i kary śmierci, a z drugiej - nie chcą wierzyć, nawet gdy widzą zdjęcie poszukiwanej osoby, którą mogą znać. to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz w historii, kiedy tragedii dałoby się zapobiec lub chociaż szybciej ukoić cierpienie, gdyby ktoś zareagował, zadzwonił, coś powiedział.
ważne jest też to, że autorka zwróciła uwagę na samosąd społeczny - skazać bez rozprawy, przywrócić karę śmierci dla zwyrodnialców. sprawy karne, a w szczególności te medialne, tym bardziej dotyczące dzieci, zawsze budzą duże emocje. jestem przeciwnikiem kary śmierci, a zasada domniemania niewinności (osoba jest uważana za niewinną do momentu prawomocnego (!) wyroku) jest dla mnie niemalże świętością. to tylko wręcz "liźnięty" temat w książce, ale zastanawiam się, czy podejście społeczne do sprawców przestępstw nie wpływa na to, jak zachowują się sprawcy. może prawdę dało się wykryć - dowiedzieć wcześniej? może rodzice nie porzuciliby ciała dziecka, może by matka Madzi z Sosnowca nie zakopała jej ciała? ale jak, skoro wie, że grożą karą śmierci w internecie, rzucają wulgaryzmy i groźby. to tylko moje gdybanie.
część o historii Będzina - powinna się znaleźć wcześniej w historii, z podejścia mniej historycznego, a socjologicznego, które gdzieś przebrzmiewa w tej części, ale nie wychodzi na prowadzenie, chociaż to tak naprawdę o nią chodzi - pozwala lepiej zrozumieć tych ludzi, realia ich życia, ich rzeczywistość - ale może w momencie kiedy pada jest już chyba zbyt późno dla czytelnika.
ta książka ma mocny, momentami wręcz surowy ton, autorka pozostaje gdzieś w tle, prawie się nie ujawniając, daje pole bohaterom do tego, aby wyrazili swoje zdanie, emocje czy wersję zdarzeń.
nie jestem osobą, która wierzy jakoś mocno w życie pozagrobowe czy też - bardziej nie jestem osobą, która myśli o życiu po śmierci.
ale w przypadku takich spraw nachodzi ta myśl, że powinno być takie miejsce; żeby Szymuś i inne dzieciaki miały życie, jakie im zabrano; żeby miał te wszystkie zabawki, które ludzie zostawili na jego grobie.