Moja ogólne ocean opiniowanej książki jest bardzo dobra, choć poniżej zbieram zdumiewająco dużo uwag krytycznych. To jedna z tych prac, które wymagają chyba pogłębionego odbioru, z którego czasem może wyjść po prostu niezgoda. „Społeczna historia wiedzy” jest boleśnie subiektywna, a mimo to wartościowa. Peter Burke przez 40 lat badał historię wiedzy w ujęciu socjologicznym i podzielił się z nami swoimi ustaleniami. Zaprezentowane ramy czasowe to XV-XX wiek, pierwotnie z podziałem na dwa tomy (i z granicznym punktem w okolicy 1760, kiedy powstała słynna „Encyklopedia” Diderota). Choć autor zastrzega się, że „moja wiedza o wiedzy jest, delikatnie mówiąc, nierówna”, to kilku klas zagadnień nie mogę pozostawić bez komentarza. Burke zastrzega, że bardziej interesują go konkretne społeczne mechanizmy zmieniające wiedzę (kontekst miejsca, czasu, oraz zmienność uwarunkowań gospodarczych, militarnych, kulturowych), niż same ‘suche’ fakty budujące wiedzę. Moje obiekcje wobec takiej deklaracji wynikają z tego, że sam historyk nie trzyma się tych własnych zasad. Co gorsza robi to symptomatycznie. Książka jest zbiorem tematycznych esejów, w których dominuje porównawcza metoda zmierzenia się z tematyką. Tekst obfituje w fakty, przywołane ciekawostki, choć ostatecznie dotyka szerokiej klasy zjawisk powiązanych z tworzeniem, przechowywaniem i wykorzystywaniem wiedzy.
Aby całość moich przemyśleniach nie rozlała się zanadto (a mam ich dużo), postawię sprawę jasno. Wiedza (bardzo szeroko potraktowana) stanowi konsekwencję interakcji człowieka z ‘CZYMŚ’. Podzieliłem to ‘COŚ’ na kilka klas i od razu podam moją ocenę stopnia ‘wysycenia’ tematyki u Burke'a:
A. człowiek wobec swojej biologii (bardzo mało)
B. człowiek wobec wytworów własnych (bardzo dużo)
C. człowiek wobec swojej historii (dużo)
D. człowiek wobec przyrody nieożywionej (w sam raz)
E. człowiek wobec przyrody ożywionej (mało)
F. człowiek wobec kontekstu pozaziemskiego (bardzo mało)
G. człowiek wobec perspektywy pozbawionej ludzkiego wymiaru (bardzo mało)
Ponieważ zjawisko ‘wiedzy’ musi być powiązane w ciąg relacji, które nie są suchym wyliczeniem pewnych konfiguracji, jakby ‘zastanych przez opisującego’, ale raczej opisem motywacji, przełomów, przewartościowań – czyli konsekwencji różnych czynników zewnętrznych i wewnętrznych – to zabrakła mi kilku kluczowych elementów. Stąd uznałem, że punkty A,F,G muszą wybrzmieć w kilku momentach historycznych, bo bez tego dziejowy proces wiedzy gubi istotę ludzkiej ciekawości napędzającej nas do działania. Jeśli więc u Burka pojawia się ekspansja geograficzna Zachodu na inne kontynenty (przywoływana w różnych miejscach nowożytnej historii), to nie można pominąć myślowego przełomu kopernikańskiego, jako fundamentalnej zmiany myślenia człowieka o swoim miejscu kosmicznym (to punkt F, który traktuję zdecydowanie szerzej, niż astronomicznie).
Liczne przykłady ustaleń badawczych tworzą tło dla opisania konkretnej problematyki. Z reguły jednak pojawiają się konkretyzacje z domeny społeczno-humanistycznej. Jeśli dostajemy nawiązanie do nauk przyrodniczo-ścisłych, to raczej niestety też jako emanację kladystyki. W przypadku ciekawie podanych przykładów bibliotekoznawstwa i problemów katalogowania (polecam świetny fragment o technikach porządkowaniu wiedzy na kilka konkurencyjnych sposobów – str. 221-224), poznajemy centralne zagadnienie specyfiki badawczej, co jest odpowiednie. Jednak w odniesieniu do przyrody to się nie sprawdza, bo umyka istota (stąd punk A listy). Szczególnie dotyczy to ostatnich dwóch wieków, gdy chemia i biologia przeszły z ‘radosnej’ aktywności zbierania artefaktów/okazów/substancji i tworzenia przypadkowych struktur do usystematyzowanego procesu zaplanowanego, który wynika z predykcyjnej siły nowo powstałych teorii (ewolucji, stosunku wagowego pierwiastków, itd.) Czyli zabrakło mi zaprezentowania fundamentalnych ‘kamieni milowych nauki’, które nie tylko rozwijają akademicki zasób wiedzy (co mniej autora interesowało), ale i określają nowe paradygmaty, odwracają perspektywy, zmuszają społeczności uniwersyteckie do przebudowy gmachu (dosłownie i w przenośni). Jeśli jest socjologia, która korzysta z narzędzi statystycznych, ekonomia rozwijająca się również dzięki matematyce, to trzeba opowiedzieć o rewolucji naukowej w XVII wieku! Ona oczywiście jest, ale tak szczątkowa, że nie akceptuję tego. Francis Bacon przywołany jest w wielu miejscach, jako przykład nowoczesnego myślenia, jako akuszer teorii wiedzy. Nie ma jednak Galileusza, a raczej jego idei kluczowości eksperymentu i postulatu zasady względności (*).
Stąd na szczególne potraktowanie zasługuje matematyka. Prawda - ona jest językiem (choć o postępach lingwistyki jest nawet sporo) - ale jakim istotnym! Ona nie tylko badała i bada relacje między strukturami, ale twierdzę, że zmieniła człowieka. Ponownie Galileusz był tym, który rozpoczął proces matematyzacji opisu przyrody. Konsekwencje tego faktu są rozległe, natury społecznej. Ludzie szukający odpowiedzi, wcześniej czy później z matematyką się spotykają. U Burke'a królowa nauk jest krzyczącym z wielu stron brakiem. Rzeczywistość (głównie dla typów myślowych D,E,F,G) jest matematyczna. Człowiek współczesny (szukający wiedzy) przeszedł sporo mentalnych przemian prowadzących do myślenia abstrakcyjnego. Może tego nie widać wprost, ale na przykład u Chomsky'ego i Dennetta wyczuwam bardzo dużo zapożyczeń myślenia strukturami zbudowanymi w matematyce.
Sam mam preferencje tematów, ulubionych przykładów z historii nauki, itd. Jednak społeczna historia wiedzy pozbawiona kilku zdań o odkryciu mikroświata przez Leeuwenhoeka, atomowości świata i peryferyjności Ziemi odbiera przesłaniu koloryt i co ważniejsze, zawiesza podane przykłady z nauk społeczno-humanistycznych w próżni (które przecież okrzepły w swej specyfice badawczej stosunkowo niedawno korzystając przy okazji z dobrych praktyk wypracowanych przez przyrodników). Nie znam się na socjologii, ale odkrycie kolejnej izolowanej społeczności nie demoluje podstaw antropologii, a już na pewno nie wprowadza nowej optyki do globalnego postrzegania wiedzy! Burke o badaniach Malinowskiego (295, 296,299,301,305) w rozdziale o gromadzeniu wiedzy pisze więcej, niż o całej astronomii w wiekach XVIII-XX (str. 303). Również jednostronnie i zbyt banalnie 'rozprawił się' z tematem interdyscyplinarności (str. 471-474) i dezaktualizacji wiedzy (str. 436). Zdecydowanie więcej płynności (wynikającej m.in. ze złożoności, braku jednoznacznych definicji) widzę w naukach społecznych, niż w przyrodniczych. Pozorność odwrotnej tezy u Burke'a to nierozróżnienie podstaw i frontu badań. Fizycy kwantowi spierają się o istotę pomiaru kwantowego, co nie oznacza jednak, że ta dziedzina jest wciąż niedopracowana. Obecnie skomplikowane wyliczenia teoretyczne w przypadku pewnej właściwości elektronu i pomiaru eksperymentalnego tej wielkości dają wyniki (w nawiasach - błąd ostatnich cyfr):
1.001 159 652 181 61(024)
1.001 159 652 180 73(028)
To według mnie taka skala zgodności, jakby na podstawie neuroobrazowania mózgu rozstrzygnąć czy badany patrzy na szklankę wypełnioną wodą w 40% czy w 41%. Albo na podstawie czyjejś 'mowy ciała' wywnioskować, czy posiada teriera irlandzkiego, czy walijskiego. Burke po prostu pomylił naukę z technologiami, czym mnie zasmucił i emocjonalnie ożywił do polemiki (co chyba da się wywnioskować z przykładu).
Niestety, mógłbym jeszcze długo być malkontentem, ale wtedy nie 'zapracowałaby' opinia na ostateczną wysoką notę. Historyk świetnie pokazał upadek scholastyki, opisał konsekwencje odkryć geograficznych czy kolejne reformy klasyfikacji dziedzin od 'systemu 3-4-3' (teologia-prawo-medycyna, trivium i quadrivium) do współczesności. Bardzo ciekawie przeprowadził czytelnika przez proces ewolucji myślenia nowożytnego badacza o składowych dostępnej mu wiedzy. Opowiedział o rodzeniu się nowych zawodów (archiwista, prywatny docent, szpieg gospodarczy, naukowiec) czy, szerzej, nowych pojęć (intelektualista, humanista, encyklopedia, paszport, komunał, przypisy). Ostatecznie zdał relację z dość jednokierunkowego procesu 'narastania różnych -acji': komercjalizacji, globalizacji, sekularyzacji, profesjonalizacji, technologizacji. Odnalazł sporo ciekawych powiązań między systemami edukacji (np. wielorakie inkorporacje wpływowego niemieckiego szkolnictwa pod koniec XIX w.). Pogrupował różne zjawiska związane z gromadzeniem, produkcją i dystrybucją książek. Opowiedział o wzlotach i upadkach piśmiennictwa. Bardzo szerokie potraktowanie wiedzy (mieści się w niej: fałszerstwo, denuncjacja, tajemnica bankowa, mapa wojskowa) zdecydowanie wprowadza jej akademickość w każdy zakamarek ludzkiej aktywności. Z reguły czytało się o tych różnych elementach dobrze. Burke lubuje się też w detalicznych wyliczankach, co czasem odbywa się kosztem ważnych tematów (a których brak to dla mnie poważny mankament).
"Społeczna historia wiedzy" zasługuje na uwagę czytelnika szukającego kulturowych korzeni współczesnego stanu wiedzy (a raczej trzech elementów: danych, informacji i wiedzy). Ponieważ na poziomie dobranych przykładów i w związku z nieodniesieniem się do kilku fundamentalnych zjawisk budujących wiedzę Burke zniekształcił według mnie obraz, to polecam, jako porównawczą historię, pracę Gribbina (**). Trochę uprzedziłem się do formowanych tez, które wynikają z podejścia Michela Foucaulta. Ideowo i aparatem badawczym towarzyszą autorowi również: Max Weber, Karl Manneheim czy Thorstein Veblen (jak teraz wiem, bardzo ważne postaci). Zdecydowanie jednak zabrakło mi współpracy (konsultacji ?) z dobrym historykiem nauk przyrodniczych. Zapewne książka miałaby wtedy z 900 stron, ale dzięki temu byłaby bardziej kompletna.
BARDZO DOBRE - 8/10
=======
* Zasada względności Galileusza to zdecydowanie szerszy koncept niż mechanizm transformacji dynamicznej w fizyce. Zasada mówi, że poznawalność eksperymentalna świata wynika z niewrażliwości wyniku na miejsce i czas badania. Bez tego założenia Einstein nie sformułowałby szczególnej teorii względności. Szerzej - cała nauka przyrodniczo-ścisła opiera się na tym założeniu.
** "Naukowcy i ich odkrycia. XVI-XX wiek", John Gribbin, SEL 2019. Choć książka Gribbina stawia sobie inny cel (opowiada historię nauk: astronomii, biologii, chemii, fizyki i geologii), to świetnie wypełnia formalne luki, które tworzy wybiórczość zagadnień u Burke'a.