Istnieje powszechne przekonanie, że najlepszym przyjacielem człowieka jest pies. Zwierzę te uważa się za najbardziej wierne, towarzyskie i oddane. Oczywiście z tym poglądem od lat nie zgadzają się kociarze, którzy próbują udowodnić, że koty również mogą zaprzyjaźniać się z nami, a co najważniejsze pokochać nas równie mocno jak psy. Teorie o tym, że mruczki są wyrachowane i tylko wykorzystują naiwność człowieka, wyrażają zazwyczaj osoby, które nigdy nie miały do czynienia z tymi istotami. Na szczęście powstaje coraz więcej artykułów, programów na temat miłości ludzko - kociej. W ten trend pięknie wplata się książka Riko i my.
Bezdomne koty nie mają łatwego życia. Mało które mają to szczęście by mieszkać blisko ludzi, którzy je nie wyganiają, zapewnią bezpieczne lokum, a i jeszcze napełnią miseczkę czymś pożywnym. Taki Raj, dla Rikiego był tylko marzeniem. Przez wiele lat przyszło mu żyć w bardzo trudnych warunkach, obok ludzi, którzy zależnie od humoru, głaskali go, albo brutalnie przeganiali. W tej niedoli towarzyszyła mu wiernie Szarosrebna. Mimo iż Riko był ogromnym kocurem, zawsze bardzo oddanie zajmował się swoim potomstwem. Pewnego dnia ich życie, choć nie najłatwiejsze zostało zakłócone przez wielkie maszyny. Jak się okazało, na łące należącej do terytorium kota, zaczęli budować się obcy ludzie. To nie oznaczało na pewno nic dobrego. Ludzie przecież są przyczyną bólu. Niestety zwierzętom nie pozostało nic innego jak pogodzić się z faktem, że ich życie stanie się jeszcze trudniejsze. Ale czy aby na pewno? Pewnego dnia Riko zauważył, że przed jednym z domów stoi miseczka z wodą i jakimiś chrupkami. Choć ogarniał go przeogromny strach, przełamał się i skosztował poczęstunku. Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, aż pewnego razu kot zdecydował, że musi zaryzykować - zbliżała się zima, Szarosrebna z kociakami miała małą szansę, aby ją przeżyć - musiał zbliżyć się do ludzi. Choć przez długi czas wołali go, zachęcali do jedzenia i chwalili jego piękno, Riko wiedział, że to może być tylko gra. Przecież ludzie są tak okrutni, że topią małe kociaki, strzelają do nich z wiatrówki. Dlaczego ci mieliby być inni? Jednak jako głowa rodziny kocur musiał podjąć ryzyko.Czy ręka wielkiego mężczyzny, która była ku niemu wyciągnięta oznaczała kolejne rozczarowania i ból, a może wreszcie miłość i bezpieczeństwo?
Książkę początkowo zaczęłam czytać bardzo zachłannie, ponieważ zakochałam się w całej opowieści - zarówno w kotach jak i w ludziach. Jednak sama siebie zaczęłam stopować, za nic nie chciałam bowiem rozstawać się z powiększającą się kocią gromadką. Dawno nie uśmiechałam się tak szeroko czytając jakąś historię, by za jakiś czas mieć łzy w oczach natrafiając na fragmenty o opiece Rikiego nad umierającym kotem.Narracja trzecioosobowa, bardzo ładnie pasowała do całej fabuły, dzięki niej bowiem mogliśmy poznać bliżej historię kocura, jak i jego opiekunów.
Wielkie ukłony należą się autorom (którzy opisali jak twierdzą prawdziwe zdarzenia). Zrobili to niezwykle plastycznie i z wielką gracją. Nie ma tak naprawdę momentów przestoju, gorszych rozdziałów. Każdy na swój sposób jest unikatowy i niesie ze sobą jakąś mądrość. Przyznam, że z niepokojem czytałam o powiększającej się kociej rodzinie, na szczęście autorzy poza dawką różnorakich emocji, zasygnalizowali czytelnikom, że szczęśliwe kocie życie, wiąże się ze sterylizacją i wizytami u weterynarza. Z całej książki emanował spokój, oraz miłość jaką odczuwali zarówno ludzie, jak i ich mniejsi przyjaciele. Widać, że pisarze, mają do czynienia z kotami na co dzień, ponieważ bardzo sprawie umieją opisać, a co ważniejsze odczytać kocie sygnały i mowę. Pokazali, że wspólne życie, to wiele radości, uśmiechu, ale również chwil zwątpienia i bardzo trudnych rozstań. Widać, wielki szacunek do kotów i ich sposobu życia.Nie próbuje się na siłę ich idealizować, ani stawiać w złym świetle. Opisano koty takimi jakie są - niezwykłymi indywidualistami, które mimo iż lubią chadzać własnymi ścieżkami, kochają swoich opiekunów i jeżeli im w pełni ufają, są w stanie zrobić dla nich naprawdę wiele.