Kiedy jakiś czas temu dostałam maila z informacją, że istnieje możliwość zrecenzowania książki o kocie miałam sprzeczne uczucia. Oczy na okładce patrzą tak czarująco, kociak choć wielki wygląda na sympatycznego a i opis bardzo mnie zaintrygował. Zastanawiałam się jedynie co można napisać o kotach na tylu stronach? Czy taka książka zaciekawi kogoś, kto uwielbia zwierzęta ale nie ma w domu kota? Postanowiłam to sprawdzić.
Riko to ogromny szarobury kocur, który pod wieloma względami jest inny niż przedstawiciele jego gatunku. Samiec-kot nie opiekuje się przecież młodymi ani nie ratuje innych kociaków z opresji. Ale Riko to wyjątek. Gdy doczekał się ze swoją Szarosrebrną czterech małych kociąt, dostarczał im pożywienie, dbał jak umiał i pomagał, bo przecież nie mógł liczyć na pomoc gospodarzy, w których szopie mieszkali. Z ich strony kocia rodzina mogła spodziewać się kopniaków, kija i kamieni.
Pewnego dnia, podczas rutynowego obchodu po okolicy i polowania na myszy, Riko spostrzega zmiany. Dotychczasowa oaza spokoju - łąka - zmienia się nie do poznania, bowiem przyjechali na nią ludzie wraz z ciężkim sprzętem - koparkami, spychaczami. Rikiemu zburzyło to nieco plan polowania, ale codziennie sprawdzał postęp robót i z niepokojem stwierdził, że niedługo zamieszkają tu ludzie, ponieważ budowane są nowe domy. A przecież ludzie niekoniecznie oznaczają dla kotów coś pozytywnego, bo na przykładzie swoich gospodarzy kocur widział, że człowiek może zrobić kotu krzywdę.
Kiedy już nowe domy zasiedlili ludzie, Riko za cel najważniejszy postawił sobie obserwację jednego z domostw. Okazało się, że mieszkają tam kobieta, mężczyzna i kot - stary i chory Czorcik. Co wyniknęło ze znajomości Rikiego z tymi ludźmi? Jakie nawiązali relacje? Czy ogromny i silny kot zaprzyjaźnił się ze staruszkiem czy próbował się go pozbyć? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie naturalnie w książce "Riko i my".
Książka napisana jest z perspektywy kota. I to kot jest w niej najważniejszy, a właściwie wiele kotów, bo z czasem pojawia się ich więcej niż tylko Riko wraz ze swoją małą rodzinką. Autorzy napisali świetne dzieło, pokazujące ludziom, jak należy traktować te małe, mruczące i ocierające się o nasze nogi stworzenia. Pokazali świetnie, że koty też czują, mają swoje potrzeby a także, że potrafią cierpieć. Niejednokrotnie spotykamy się przecież w życiu z krnąbrymi zachowaniami człowieka, a przecież to my jesteśmy istotami najbardziej myślącymi i powinniśmy opiekować się bezbronnymi zwierzakami. Bo jak taki kot ma sobie poradzić w zimie, gdy nie ma jak upolować myszy a gospodarz ciska tylko kamieniami zamiast postawić miskę z ciepłym mlekiem? Nie z każdej choroby kot potrafi wylizać się sam - pomóżmy kotu dojść do zdrowia, ale wcześniej wytłumaczmy mu co się dzieje.
Mimo, że nie jestem "kociarą" książka mnie urzekła. Czytało mi się ją bardzo szybko i nawet w drodze do pracy, kiedy to jadę zaledwie dziesięć minut tramwajem, zdołałam poznać zwykle dwie nowe przygody kociaków. Jest to lekka lektura, bardzo zabawna, ale i podejmująca trudne relacje człowiek-kot oraz kot-kot. Zaryzykuję stwierdzenie, że to autorzy są bohaterami tej książki, bo czytając ją widać, że piszący mają "bzika" na punkcie miuczących futrzaków. Na końcu książki znajduje się słownik kociej mowy, z którego możemy się nauczyć odczytywać zachowania naszego zwierzaka - kiedy jest zadowolony a kiedy nie. Jeśli więc ktoś z Was potrzebuje miłej i odprężającej książki to serdecznie polecam zapoznanie się z opowieścią o czarującym kocie Riko. Rewelacja!