Kilka lat temu, gdy jeszcze rozsyłałam setki CV w najróżniejsze możliwe miejsca, zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko ,,pracownika recepcji medycznej''. Brzmi nieźle, prawda? Tak też pomyślałam, wcisnęłam się w garsonkę i dziarskim krokiem ruszyłam w stronę siedziby potencjalnego pracodawcy, wyobrażając sobie w myślach, jak ładnie wprowadzam dane do systemu, zapisuję pacjentów i odbieram telefony.
Naiwne było ze mnie stworzenie. Okazało się bowiem, że ,,pracownik recepcji medycznej'' to nikt inny, jak pani dzwoniąca z firmy X, żeby sprzedać magiczne usługi Y. Magiczne, ponieważ jako osoba mająca w rodzinie lekarzy doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie istnieje sprzęt robiący badania w taki sposób, że na ich podstawie będzie dało się przewidzieć ryzyko zachorowań na choroby układu krążenia i ryzyko zawału serca przez następne 5,10, 15 i 25 lat. ,,Cena promocyjna: 750 złotych. Na kiedy zapisać?''
W ramach ,,rozmowy'' zostałam posadzona obok najlepszej konsultantki, żeby zobaczyć, jak taka praca wygląda. ,,Umarł pani mąż? Przykro mi. Ale proszę pomyśleć, że gdyby zrobił wcześniej nasze badania, to by nie umarł.'' To był moment w którym wstałam i wyszłam, i do tej pory nie jestem w stanie uwierzyć w to, co usłyszałam.
Mateusz Ratajczak, reporter który zdecydował się na dziennikarską prowokację w jednej z warszawskich kotłowni, też nie mógł uwierzyć w to do czego ludzie potrafią być zdolni, gdy tylko zaproponuje się im odpowiednio wysoką cenę.
Bo widzicie. Kotłownia, to nie takie zwykłe call-center. Tam nie siedzicie wygodnie przy biurku, wpatrzeni w monitor z danymi klienta. Nie wciskacie im średniokorzystnej umowy na kolejny rok czy dwa lata. Nie sprzedajecie im światłowodu tam, gdzie go nie ma i prędkości 1Gb/s, której kabel nie uciągnie. Nie.
W kotłowni macie poczuć się jak Leo DiCaprio w ,,Wilku z Wall Street''. Macie być pewni siebie, pełni energii, macie krzyczeć na potencjalnych klientów, możecie ich obrażać. Straszyć śmiercią, życiowym niepowodzeniem - wszystkie chwyty dozwolone, byleby tylko wpłacili na firmową platformę odpowiednią kwotę. A im ona wyższa - tym wyższa prowizja profesjonalnego doradcy finansowego, który zazwyczaj z finansami ma tyle wspólnego, co ja podczas lekcji przedsiębiorczości w liceum. (Nic.)
W kotłowni ma być dynamicznie, ma być energia, ma być dążenie do celu po trupach - mają być godziny sprzedaży podczas których biegacie po pomieszczeniu i krzyczycie do słuchawek, wszystko po to, żeby wzmocnić w kliencie poczucie nieuchronnie uciekającej okazji. Jak nie teraz, to kiedy?
,,Musi się pan zastanowić? Powiem panu, dlaczego moi klienci radzą sobie tak dobrze. Działają wtedy, kiedy mówię im, że mają działać. Chcę działać z ludźmi, którzy potrafią rozpoznać wyjątkową okazję i podjąć decyzję. To jak będzie?''
Polskie kotłownie zasłynęły w mediach i szerszej świadomości publicznej nie dzięki spektakularnym akcjom policji i prokuratury (bo tych niestety brakuje), ale dzięki pewnej pannie, która zgodziła się przejść nago przez całe biuro. W nagrodę miała otrzymać od jednego z menadżerów 10 tysięcy złotych. Anonimowi informatorzy Ratajczaka mówili jednak o kwocie zdecydowanie mniejszej, bo o tysiącu.
,,Łowcy z kotłowni'' są naprawdę dobrym reportażem pokazującym świat łowców frajerów od środka - ukazują motywację tych ludzi (pieniądze), ich podejście do oszukiwanych (chciwi frajerzy, którzy są sami sobie winni), pokazują w jaki sposób ludzie radzą sobie z codziennym kłamstwem. W jaki sposób kończy się kariera pracowników kotłowni, gdy szambo już wybije.
Mateusz Ratajczak pokazuje również drugą stronę tego procederu - ludzi, którzy stracili inwestując pod namową łowców. Przytacza historię Ewy, która straciła 100 tysięcy złotych oszczędności i nie przyznała się do tego rodzinie. Bo przecież przy obiedzie nie rozmawia się o pieniądzach, prawda? Historię pana Henryka, który regularnie wpłaca pieniądze i regularnie pozwala się w ten sposób oszukiwać.
Czy warto przeczytać ten reportaż? Jak najbardziej. Dzięki niemu poznamy metody i schematy działań telefonicznych naciągaczy. Może też będziemy w stanie wyłapać pewne manipulacyjne techniki, które są wobec nas w takich sytuacjach nagminnie stosowane. Bo cokolwiek nie myślimy na temat ludzi dzwoniących do nas z kolejną ofertą życia - oni znają się na swoim fachu i przechodzą mnóstwo szkoleń. Dlatego odbierając taki telefon powinniśmy być świadomi tego, że nie musimy się nikomu tłumaczyć z naszej odmowy i że wcale nie musimy być uprzejmi. A w skrajnym przypadku rozłączenie się bez słowa jest jak najbardziej akceptowalnym wyjściem z sytuacji.