Strach. Lęk.
Pierwsze z tych uczuć jest naturalne, pierwotne, korespondujące z prawdziwym, realnym zagrożeniem. To dzięki niemu uruchamiają się w naszym ciele mechanizmy walki i ucieczki.
W psychopatologii lęk jest czymś innym - jego podłoże jest często irracjonalne. Możemy lękać się czegoś, co się nam wydaje. Lękamy się ciemnego wejścia na strych, chociaż wiemy, że nic tam nie ma. Nic nie czai się w mroku. Ale choćbyśmy nie wiadomo jak głośno powtarzali sobie w myślach to zdanie (nic tam nie ma) to i tak często dochodzimy do momentu w którym mijając schody po prostu musimy zapalić światło.
Żeby widzieć.
A jeśli nie możemy czegoś zobaczyć? Sigri Sandberg, w swojej książce ,,Ciemność. W obronie mroku'' zauważyła, że ,,nie boimy się ciemności, ale w ciemności. Dokładnie tak jak szczury, które boją się, gdy jest jasno, bo wtedy są narażone na atak i śmierć.” Według tego, u podstaw naszych nocnych lęków i strachów tkwi niemożliwość zobaczenia zagrożenia. Jeśli tylko coś słyszymy, ale nie widzimy tego - jak mamy się przygotować? Skąd wiemy dokąd mamy uciekać? Czy dźwięk, który przed chwilą usłyszeliśmy dobiega z prawej czy z lewej strony? Z przodu czy z tyłu? Jest blisko czy daleko?
W końcu... Jak daleko sięga ludzki słuch? Jak bardzo możemy na nim polegać, skoro został przytępiony przez zmysł wzroku?
Boimy się też tego, co jest nienazwane, nieokreślone i bezkształtne. Na tym lęku bazował Lovecraft tworząc uniwersum kosmicznego horroru. I do niego sięgnął również Josh Malerman. Niewiele jest bowiem rzeczy bardziej przerażających, niż nasza własna wyobraźnia. Jeśli nie możemy dostrzec zagrożenia - wyobrażamy je sobie. I nasz mózg od razu przygotowuje obrazy najstraszliwsze, najbardziej przerażające, najbardziej poruszające, najokropniejsze. W takich chwilach każdy z nas wyobraża sobie to, czego boi się najbardziej.
I nie trzeba tu wymyślać i opisywać diabolicznych monstrów, krwią ociekających scen rodem z ,,Teksańskiej masakry piłą mechaniczną'' czy innej ,,Piły''. Sami to zrobimy. Sami wyobrazimy sobie martwy, rozkładający się świat po którego pustych ulicach snują się nienazwane i nieopisane istoty-widma.
W powieści Josha Malermana jesteśmy na wpół ślepi, tak jak Malorie. Razem z nią musimy opierać się na zmyśle słuchu. Tak samo jak ona - jesteśmy zależni. I to pomocy dzieci, a nie dorosłych. Czy możemy na nich polegać? Czy czterolatki są w stanie udźwignąć ciężar pokładanego w nich zaufania? Jak daleko sięga dziecięcy słuch?
I czy w ogóle miejsce do którego Malorie się udaje jeszcze istnieje?
,,Nie otwieraj oczu'' jest naprawdę świetnym, bazującym na naszych emocjach i wyobrażeniach horrorem. Jest w nim śmierć, a jak, ale nie ma w nim scen krwawych, epatujących wypływającymi wszędzie flakami i krwią bryzgającą na ściany z oderwanych kończyn. To horror subtelny, bazujący na naszych nienazwanych, nieokreślonych nocnych lękach przed istotami, które są tak straszne, że jedno spojrzenie w ich stronę może nas pozbawić zdrowych zmysłów.
To horror rozwijający się powoli, ale jednocześnie utrzymujący nas w stanie ciągłego napięcia. Tak naprawdę większą część grozy tworzymy sobie sami, jako odbiorcy. Implikacje słów pewnych bohaterów, konsekwencje ich czynów, informacje, które wraz z Malorie zdobywamy - to wszystko sprawia, że odczuwany w trakcie lektury lęk będzie bardzo indywidualnym zjawiskiem. I uważam, że w tym właśnie tkwi geniusz zamysłu autora.