Mam problem z tym w jaki sposób ocenić ,,Za zielonymi drzwiami'' i pewnie do końca tej recenzji nie podejmę ostatecznej decyzji co do ilości przyznanych tej książce gwiazdek, a to dlatego, że z jednej strony historię Ani czytało mi się naprawdę szybko i przyjemnie, przyznam, że wciągnęłam się w tą opowieść, że kibicowałam głównej bohaterce i że w pewnym sensie zaczęłam rozumieć, co większość kobiet widzi w literaturze typowo babskiej. Ale z drugiej strony język powieści na kolana nie powala, w tym sensie, że nie jest jakiś szczególny, wyróżniający się, ot, jest po prostu poprawny. No i w dodatku im dłużej myślę nad wydarzeniami opisanymi w książce tym bardziej uznaję je za w zasadzie niewiarygodne i niemal niemożliwe, no jakiś uparty głosik z tyłu głowy szepcze mi, że ludzie tak nie postępują, a jeśli tak postępują to przez to pakują się w poważne, prawdziwe kłopoty, które w sporej ilości wypadków kończą się w sądzie podczas rozprawy rozwodowej i... I jeszcze kwestia bohaterów pobocznych, którzy są tylko zarysowani. Niektórzy grubszą kreską, niż pozostali, ale w każdym z nich brakowało mi głębi, motywu i jakiegoś backstory. Zupełnie jakby Kasia istniała tylko po to, żeby jeździć po świecie od kochanka do kochanka, Darek po to, żeby uwodzić kobiety, a Piotr po to, żeby stanowić jego przeciwieństwo... Poza tym wszystko dzieje się za szybko – w pewnym momencie Ania uświadamia sobie źródła swojego pracoholizmu i od razu przechodzi nad tym do porządku dziennego. Terapia? Jaka terapia, przecież wystarczy chwila olśnienia i już się samo wszystko naprawia...
(Tak naprawdę to nie, nie wystarczy.)
Stąd tytuł recenzji - ,,nie zadawaj pytań''. Dopóki wszystko, co działo się w tej książce przyjmowałam na wiarę, brałam to tak jak jest i nie zastanawiałam się nad tym – wszystko było dobrze i może poza stylem, i dziwnym formatowaniem tekstu (nie wiem czym jest spowodowane to, że czasami pod koniec strony pojawia się kilka pustych linijek w których spokojnie można byłoby zmieścić część zdania przeniesionego na następną stronę, ale to rozprasza) nie miałam się do czego przyczepić.
Ale, jak rozumiem, właśnie tak miało być – to miała być opowieść bajkowa, przyjemna, z nutką niepewności i kończąca się happy endem. Historia niewymagająca zbytniego myślenia, odrywająca od ponurej rzeczywistości za oknem i sprawiająca, że czytelnik rozmarzy się i może nawet pomyśli, że ,,ach, może też kiedyś ktoś zostawi mi w spadku taki piękny dom z zielonymi drzwiami, stadninę i koniki...''
I jako taka sprawdza się naprawdę nieźle.
O czym jednak w ogóle jest ta książka? ,,Za zielonymi drzwiami'' opowiada historię Ani, młodej, ambitnej kobiety mieszkającej w dużym mieście i pracującej w dużej agencji reklamowej. Wysocki Art to jej życie i sens istnienia. Gdyby Ania mogła, to spędziłaby pewnie w pracy większą część dnia i w ogóle swojego życia. I co ważne, Ania jest silną i niezależną kobietą, która nie wchodzi w związki (bo nie ma czasu na budowanie relacji) i nie wierzy w miłość, co najwyżej w przywiązanie i wygodę.
Podobne podejście do życia przejawia jej kochanek z pracy, Darek.
Pewnego dnia, ich szef, a prywatnie przyjaciel i mentor Ani, umiera. I co jest w tym wszystkim bardzo interesujące Kazimierz w swoim testamencie uwzględnia naszą bohaterkę – okazuje się bowiem, że poza nią nie miał nikogo bliskiego, a w ogóle to w ten sposób chce dać dziewczynie szansę na przewartościowanie swojego życia, na zwolnienie tempa i zastanowienie się nad sobą.
Ania staje więc przed ciężkim wyborem – albo wybierze firmę i będzie miała w niej decydujący głos, albo wybierze gospodarstwo na uroczym wygwizdowiu.
Przy czym, Ania z gospodarstwa i pracy w obejściu przez całe swoje życie uciekała, więc nie jest specjalnie przekonana do tej drugiej opcji. Wiedziona jednak ciekawością i przekonaniem, że jest winna Kazimierzowi przynajmniej obejrzenie gospodarstwa, wsiada do samochodu i wyrusza w kilkugodzinną podróż do prawdziwie rajskiego i sielskiego zakątka.
Na miejscu zastaje, oczywiście, przystojnego Piotra, który w zasadzie jest takim niezastąpionym pracownikiem ,,od wszystkiego i niczego''. I do tego instruktorem jazdy konnej. A poza tym to jest jeszcze zabawny, świetnie gotuje, ma bosko wyrzeźbione ciało, jest uważny i troskliwy, i potrafi być stanowczy...
Na podjęcie ostatecznej decyzji Ania ma trzy miesiące. I w sumie każdy, kto przeczytał w życiu kilka babskich książek albo obejrzał kilka komedii romantycznych wie, jak cała sprawa się skończy. Ale czy to przeszkadza, jeśli czytamy książkę tylko po to, żeby uciec od rzeczywistości?
,,Za zielonymi drzwiami'' jest debiutem autorki i jako debiut jest książką udaną. Może nie porywa i nie zachwyca stylem albo zaskakującą fabułą, ale lektura tej powieści sprawiła mi prawdziwą przyjemność. Myślę, że po prostu potrzebowałam teraz w swoim życiu takiej sympatycznej i niewymagającej historii ze szczęśliwym zakończeniem.
PS. Nie wiem, czy to był zabieg celowy, czy nie, ale uważam, że zapakowanie książki do zielonej koperty było naprawdę sympatycznym zagraniem.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl