Książka ta to niezły klin w narracji „szczepionki zbawieniem dla świata”. Wprowadza niezłe zamieszanie. Bardzo zresztą potrzebne. Bo tych rzeczy, które ktoś zebrał tutaj, nie dowiecie się ani od lekarza ani od studenta medycyny, ani tym bardziej od farmaceutów, ani (to chyba najoczywistsza ze wszystkich oczywistości) od rządów, zważywszy na to, jak ogromny problem mają w naszym kraju z podawaniem statystyk dotyczących aktualnej tak zwanej pandemii… Garstka ludzi (naukowców, lekarzy), którym zależy na mówieniu prawdy, którzy są w opozycji do obowiązkowych programów szczepień jest spychana do podziemia, są ośmieszani w publicznych dyskusjach, usuwani z zawodów, z uczelni, są dyskredytowani w oczach świata. Dla mnie – idealistki z urodzenia jest to tylko kolejny dowód na obrzydliwość, cynizm i obłudę systemu, w którym żyję. To naprawdę przykre uczucie, gdy dotrze do człowieka skala kłamstwa, jakim jest karmiony i bez sprzeciwu je konsumuje. Bo przecież nie chcesz być odszczepieńcem. Ot i cały problem. Ale od teraz „nawet miliard much nie przekona mnie, że gówno to rarytas”.
Nie chciałabym, aby powstał mi tu esej, ale zalewa mnie fala przemyśleń, a moje wątpliwości co do szczepionek urosły w siłę. Problemem ludzkości jest strach – przed chorobami, przed bólem, zależnością, upokorzeniem i przed śmiercią. Dlatego tak bardzo wszyscy pragną cudownego środka przeciw chorobom. Sama tego doświadczyłam. Strachu i presji, by zrobić coś, ochronić się przed chorobą, ochronić swoje dziecko przed zarażeniem. Nie jestem typowym antyszczepem, ale niestety po pełnym zaszczepieniu (i pojawieniu się dziwnych objawów ze strony układu żylnego), dwóch zachorowaniach „na covid” (według testów) oraz po lekturze tej książki chętnie nim zostanę. Mam za dużo argumentów przeciwko dalszemu dobijaniu swojego układu odpornościowego szczepieniami na grypę i podobnym wynalazkom.
Nie jest to książka o szczepieniach przeciw covid-19. To opracowanie z grubsza czasów, w których wprowadzano programy szczepień przeciwko pojawiającym się chorobom zakaźnym. Objęte są tu lata 40-90te ubiegłego wieku. Tamte wydarzenia związane z epidemiami krztuśca, ospy, odry, polio, płonicy, ich utajnianie, fałszowanie prawdziwego przebiegu i bagatelizowanie wyników (nie)skuteczności szczepień, a nawet ich odwrotnego wręcz skutku do zamierzonych przewidywań uwidaczniają rozmiar kłamstwa i manipulacji na jakim opiera się nasz świat. Nie życie ludzkie jest ważne. Ważne są pieniądze – zyski oraz korzyści, jakie czerpią na tym rządy państw przy użyciu koncernów farmaceutycznych (trudno określić, kto bardziej na tym zyskuje, ale to są pieniądze zdobyte na cierpieniach i życiu niewinnych ludzi – najczęściej dzieci, czego trzeba mieć naprawdę świadomość).
To, co rządy wraz z medykami pociągani przez niewidzialne sznureczki lobby farmaceutycznego wyprawiali w tamtych czasach powinno być nazwane po prostu przestępstwem przeciwko ludzkości, a ile teraz się wyprawia niegodziwości, możemy sami się domyślić obserwując chorą „kowidową” rzeczywistość.
Powszechne jest przekonanie, że choroby zakaźne ustąpiły, wycofały się dzięki szczepieniom. Wiele wskazuje na to, że są to bzdury. Autor tej książki udowadnia, że szczepionki wręcz przyczyniały się do rozprzestrzeniania chorób takich jak polio, krztusiec, ospa, różyczka. Co więcej powodowały całą gamę okrutnych skutków ubocznych, łącznie ze śmiercią. Dlaczego więc te choroby nie występują i nie powodują obecnie epidemii? Wyjaśnienie jest bardzo proste – polepszenie warunków bytowych, wzrost świadomości w zakresie higieny, poprawienie jakości warunków sanitarnych, dobre odżywienie. Wszędzie tam, gdzie nadal dominuje ubóstwo, niedożywienie, brak dostępu do wody pitnej i niehigieniczne warunki życia nadal ludzie chorują i umierają. Drobnoustrojów, bakterii i wirusów nie zwalczają szczepionki, jak się nam wmawia. To właściwe zachowania ludzi, utrudnianie dostępu drobnoustrojom poprzez higieniczne nawyki, utrzymywanie organizmu w dobrym stanie poprzez aktywność fizyczną, zbilansowaną dietę, właściwa regeneracja zmęczonego pracą organizmu chronią przed chorobami zakaźnymi. No tak przynajmniej sugeruje autor, piętnując jednocześnie szczepionki, o których prawdziwym działaniu ubocznym nie mamy tak naprawdę zielonego pojęcia, bo skutki po zaszczepieniu mogą pojawiać się w perspektywie nawet lat, a wtedy rzadko kto łączy wystąpienie raka, białaczki, artetyzmu, czy innych chorób o podłożu neurologicznym z przyjętą wiele lat wcześniej szczepionką.
Minusem tej książki jest nieprzejrzystość tekstu – jest zbyt zwarty, co utrudnia i zniechęca do czytania (aż nasuwa się myśl natrętna, czy aby nie przypadkowo tak zrobiono). Dużo cytatów, obszernych fragmentów tekstu ze źródeł pisane jest kursywą, również nieprzyjemną dla oka. Struktura graficzna jest na naprawdę niskim poziomie.