Autorka znana mi tylko ze słyszenia, ale kojarzona jako jedna z uznanych. Ciekawa, fachowa recenzja tego zbioru opowiadań, na którą trafiłam. Postanowiłam przeczytać.
Tom zawiera 21 opowiadań, pierwsze zostało napisane około roku 1934. Mój osobisty odbiór każe mi te teksty podzielić na czytelne dla mnie, z widoczną myślą przewodnią – oraz takie, które nie wiem, po co powstały i co autorka miała na myśli, pisząc je. Mówiąc prościej – takie, które zrozumiałam (naliczyłam ich 12) oraz takie, których za diabła nie. Ale dodać jeszcze należy, że w grupie zrozumianych znalazło się zaledwie jedno opowiadanie, które naprawdę mocno mnie poruszyło. Pozostałe wywarły zdecydowanie mniejsze wrażenie. Niektóre zaciekawiły. W tych, których pojąć nie zdołałam, odrzucały mnie irracjonalne zachowania bohaterów – szczyt to Ballada o smutnej kawiarni, zbyt dziwaczna, groteskowa wręcz. Choć z ładnym fragmentem o miłości.
Dużo uwagi poświęca autorka relacjom międzyludzkim w rodzinach, przejmuje ją los cierpiących dzieci (oba te wątki łączą np. opowiadania Tchnienie z nieba i Znękany chłopiec):
Ale dziecięce serca to delikatne narządy. Okrutne początki na tym świecie potrafią osobliwie je wykoślawić. Serce skrzywdzonego dziecka może się tak skurczyć, że już zawsze potem jest twarde i dziobate jak ziarno brzoskwini. Serduszko może też jątrzyć się i puchnąć, aż stanie się brzemieniem nie do udźwignięcia i podatnym na zranienie najdrobniejszą błahostką (Ballada o smutnej kawiarni, s. 295-296).
Wspaniale i bardzo celnie opisuje trudny i złożony proces przejścia z dzieciństwa w okres nastoletni – to chyba najcenniejsza dostrzeżona przeze mnie wartość tej prozy:
Mieszkali razem i spędzali ze sobą mnóstwo czasu, więc Andrew nie od razu zauważył, jak ona się zmienia. Oczywiście bardzo szybko rosła (…), ale nie o to szło. Sara wyglądała jak ktoś, kto sennie się potykał w ciemnym pokoju, dopóki raptem nie włączono światła. Często miewała zagubioną, oszołomiona minę i trudno było zrozumieć, skąd jej się to bierze (Bez tytułu, s. 122).
Opis stanów zagubienia i nieokreśloności z tym związanych wychodzi świetnie w kilku opowiadaniach (Skoro to tak, W weselnym gronie). Poza tym bohaterowie McCullers dźwigają wiele innych ciężarów, są w różnym stopniu odszczepieńcami trawionymi przez tęsknoty, ograniczenia, niespełnione pragnienia, braki czy straty, często na coś czekają. Powtarza się motyw marzenia o byciu kimś innym albo bycia gdzie indziej. W tle wielu tych bardzo osobistych historii brzmi muzyka (a czasem jest ona na pierwszym planie), co nie dziwi, zważywszy na fakt, że Carson McCullers Miała studiować w słynnej Juilliard School of Music, ale porzuciła pianistykę na rzecz literatury*. W ogóle, gdy poczytać życiorys autorki, widać, że zawarła w swoich tekstach wiele elementów autobiograficznych, choć zwykle nie podała ich wprost. Gdzieś w tym wszystkim są wnioski na ważne, uniwersalne tematy. Myśli, które warto poddać refleksji czy dyskusji. I tak mogę patrzeć na ten zbiór opowiadań – fragmentarycznie, to jednak nie wystarcza, bym mogła wysoko go ocenić. Nie widzę i nie czuję tej książki jako całości, nie stanie się ona ważną dla mnie pozycją.
Czy chociaż zachwyciłam się stylem? Otóż nie. Tu też nam z Carson McCullers nie wyszło. Język jej opowiadań często jakby dawał nadzieję na to, że się rozwinie i czymś zaskoczy, a potem zdania po prostu się kończą i są takie oczywiste, że chciałoby się zapytać – to już? Wspomniane fragmenty o uniwersalnej, metaforycznej wymowie mają oczywiście swoją wartość, ale poza nimi w języku nic się nie dzieje. Nawet nie wiem, jak miałabym go dokładniej określić.
Wydawnictwo Czarne opublikowało teksty Carson McCullers w serii Opowiadania amerykańskie. W nocie informacyjnej o tej serii czytamy, że Opowiadania są gatunkiem narodowym Ameryki, jej nerwem i pulsem, na okładce zaś, że tłem historii opisywanych przez McCullers jest często amerykańskie głębokie Południe. Może też w tym tkwi problem – taki, a nie inny mój odbiór: w nieznajomości kontekstu.
Podsumowując. Książka na przemian mnie nudziła i irytowała, w nielicznych momentach przykuwała uwagę i budziła ożywienie.
Ale może czyta tę recenzję osoba ceniąca sobie twórczość Carson McCullers i nie trafił jej szlag po moich obrazoburczych wynurzeniach. Albo ktoś, kto chciałby skonfrontować swoje odczucia z moimi. Ktoś, kto chciałaby mieć ten zbiór opowiadań. Jeśli tak, niech do mnie napisze. Mnie ta książka do niczego się już nie przyda.