Anna Bikont nie boi się trudnych, a czasem nawet niewygodnych tematów. Pokazało to w książce o Jedwabnym, która obnażyła niewygodną i skrzętnie ukrywaną kartę naszej historii. Tym razem pod lupę wzięła wykupywanie żydowskich dzieci przez pracownika Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. Kolejna bolesna sprawa, kolejny niełatwy temat. Czy można napisać o tym książkę, odsuwając na bok emocję?
"Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie" to pozycja, która długo leżała na mojej półce. Jej lekturę odsuwałam na bliżej nieokreślony termin, bo zawsze było coś. W końcu przyszła pora na zmierzenie się z własnymi emocjami, własnymi sądami i własną wiedzą na ten temat. Co z tego wyszło?
Autorka śladami Lejba Majzelsa tropi losy żydowskich dzieci. Często ze strzępków dokumentów, słów rzuconych na wiatr, czy zalążka faktów utkała opowieść o dzieciach, które trafiły pod opiekę polskich rodzin. Ich los, często skomplikowany naznaczony był cierpieniem, strachem i poczuciem odrzucenia. Każda historia, choć tak różna jest bardzo podobna. I tu można się zatrzymać i powiedzieć, że jest to rewelacyjny reportaż, ale...
Pozycja omawia niewygodny temat, bo pokazuje jakim cennym "nabytkiem" były żydowskie życie i z jaką łatwością przychodziło niektórym oddanie dziecka za sporą kwotę pieniędzy. Nie mogę wspomnieć o dwóch dość znaczących minusach. Pierwszy to chaos. Autorka pisze tak, że czasem trudno się odnaleźć w opowieści. Zaczyna pisać o dziecku, a kończy na czymś zupełnie innym. W rezultacie cała historia gdzieś umyka i sprawia, że w głowie mamy jeden wielki bałagan. Wątki główne, boczne i jeszcze bardziej poboczne mieszają się ze sobą, tworząc morze, często niepotrzebnych dygresji.
Drugi minus związany jest z tym, czego się najbardziej obawiałam. Mianowicie z emocjami. Rozumiem, że trudno w takim momencie, w takiej chwili odsunąć je na bok, ale nie każdy Polak był zły. Nie każdy wychowywał dziecko dla pieniędzy, nie każdy ukrywał Żydów, bo się opłacało. Takie uogólnianie i sprowadzanie rodaków do pazernego ludu jest bardzo krzywdzące.
Inne czasy, inne sytuacje. Nie oceniajmy ich z perspektywy własnej kanapy. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś nas oceni.