Na okładce thrillera dwojga nowojorskich autorów możemy przeczytać, że to mroczna historia idealnego małżeństwa. Lektura zaś skłania do dwóch zaskakujących – bo przeciwstawnych – wniosków. Pierwszy to taki, że idealne małżeństwa co prawda nie istnieją, ale mroczne historie mogą się zdarzyć, i owszem. Drugi natomiast – że bycie razem do końca mimo popełnionych błędów (albo z ich powodu) to właśnie ideał.
Paul i Rebecca wkrótce będą obchodzić dwudziestą rocznicę ślubu. Historia ich związku chciałaby dowodzić, że byli sobie pisani. Połączyło ich wielkie uczucie oraz wzajemne zrozumienie i troska mające podłoże w podobnych, trudnych doświadczeniach z dzieciństwa. Kochają się, dbają o siebie, mają wiele wspólnych planów – jednym z nich, ważnym dla przebiegu akcji, jest budowa wymarzonego domu. Ale pewnego dnia Rebecca traci pracę w koncernie farmaceutycznym, a uzależnienie od leków coraz mocniej przejmuje kontrolę nad jej życiem. Nie wiedząc, co robić w tej sytuacji, zszokowania i otumaniona odkrywa tego samego dnia, że z małżeńskiego konta zniknęły prawie wszystkie pieniądze przeznaczone na budowę. W tym samym czasie Paul wychodzi już wprawdzie na prostą po kryzysie w branży budowlanej i znów zaczyna mu się dobrze wieść zawodowo – ale pozostałością po tamtym trudnym okresie jest romans z Sheilą, która rości sobie coraz większe prawa do obecności w jego życiu. Nie zdradzając szczegółów napiszę, że to właśnie Sheila jest od początku do końca osobą rozdającą karty w tej grze. Książka składa się z relacji poszczególnych bohaterów i najciekawsza staje się od momentu, gdy do głosu dochodzi kochanka Paula.
Rebecca zataja przed mężem utratę pracy, a nieoczekiwanie niski stan wspólnego konta sprawia, że zaczyna podejrzewać i śledzić Paula. Uruchamia się w ten sposób lawina paranoicznych zachowań. wzajemnych niedopowiedzeń, sekretów, niezadanych pytań i niewyartykułowanych odpowiedzi. Każde z nich ukrywa to, co wg siebie powinien ukryć. Gdy którejś nocy odwiedza ich Sheila, mają już wspólną tajemnicę i wspólny cel. Sytuacja gmatwa się jednak znacząco i staje się w pewnym momencie dla obojga niezrozumiała, ponieważ nikt – żaden z bohaterów – nie zdaje sobie sprawy z przewagi, jaką ma nad wszystkimi Sheila. Ciekawa postać o pewnych szczególnych mocach, których nawet można jej pozazdrościć.
Gdyby Paul okazał się na tyle silny, że problemy w pracy nie pchnęłyby go w ramiona kochanki. Gdyby Rebecca nie uzależniła się od leków. Gdyby w którymś momencie po prostu szczerze ze sobą porozmawiali, zamiast tkać misterną sieć kłamstw i ranić siebie nawzajem. Gdyby!
Książkę czytało się szybko, jednak nerwowość bohaterów mocno mi się udzielała, co nie pozwalało na przeczytanie powiedzmy połowy za jednym razem. Niekiedy irytował też „amerykański” styl, ale to nie zarzut, tylko uwaga osobista – przyzwyczajona jestem raczej do skandynawskiej powściągliwości.
Nie byłabym też sobą, gdybym nie dodała, że dwóm występującym w powieści psom ostatecznie nie dzieje się krzywda, choć miałam co do tego obawy.
Podsumowując, „Nic o mnie nie wiesz” to książka, która nie nastraja czytelnika pozytywnie, bo zadaje mu pytania o jego własne tajemnice. I dlatego warto ją przeczytać.
Za egzemplarz recenzencki pięknie dziękuję Wydawnictwu Muza.